Justin’s POV:
Spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami, wypełnionymi miłością, zaufaniem i nadzieją.
Nie rozumiem.
Czemu wciąż na mnie patrzała w ten sposób po tym jak kilka minut temu próbowałem z nią zerwać? Czemu wciąż tu była? Dlaczego po prostu mnie nie zostawiła?
Zniszczyłem wszystko. Przeze mnie straciła wszystko co kiedykolwiek miało dla niej znaczenie. Zmieniłem jej życie w piekło. To wszystko było moją winą. Raniłem osobę, którą najbardziej kocham. I nieważne jak bardzo próbowałem to naprawiać, zawsze pogarszałem.
Po tym jak Isabella od niej odeszła, poczułem uczucie bólu w sercu, które gwałtownie się zwężało; podczas pierwszych kilku minut czułem, że nie jestem w stanie nic powiedzieć. Dosłownie jakbym był dźgnięty nożem w brzuch. Ból nie mógł mnie opuścić i czułem, że drżę - prawie jakby moje nogi nie mogły mnie więcej utrzymać. Chciałem tylko poczuł piękno, czułość i wolność uzdrowienia, chociaż wcale na to nie zasługiwałem.
Chociaż powiedziałem, że chcę ją zostawić, wiedziałem że nie mógł bym tego zrobić. A jeśli chciała ode mnie odejść i tak bym jej nie pozwolił. Znaczyła dla mnie za dużo, żeby pozwolić jej odejść. Jest moim jedynym źródłem szczęścia. Po prostu czuję impuls, żeby być przy niej 24/7 i chronić ją przed jakąś krzywdą.
Byłem kłamcą, zdrajcą i łamaczem serc. Ale zmieniłem się. Tylko dla tej dziewczyny; ponieważ patrzenie na nią gdy płacze rani mnie najbardziej. Dbam o nią bardziej niż o kogo innego.
Chciałbym dać jej trochę przestrzeni, ale nie mogę. Ma w sobie coś co jest tak przyciągające. Nie mogłem być z dala od niej, nawet jeśli próbowałem.
Nie mogę nic na to poradzić. Zgaduję, że jestem po prostu samolubny.
Sposób w jaki jej włosy opadały na ramiona. I kiedy wpatrywała się we mnie swoimi cudownymi oczami, świat wokół mnie nieruchomiał. Jest całkowicie bezinteresowna i sposób w jaki się rusza, mówi i widzi świat zadziwia mnie. Wszystko co robi jest tak magiczne. Sposób w jaki jej palce gładzą moją linię szczęki jest najbardziej nieprawdopodobnym uczuciem na ziemi. Jej delikatny i czuły głos sprawia, że moje serce trzepocze, osłabiając mnie w kolanach i sprawiając, że duży uśmiech pojawiają się na mojej twarzy kiedy mówi. Jest definicją piękna; zwalała mnie z nóg. Jest absolutnie piękna; nie tylko na zewnątrz, ale również wewnątrz. Nie jest jedną z tych dziewczyn, na których punkcie miałem obsesję, dlatego że wyglądają cały czas idealnie i marnują czas przed lustrem. Nie ukrywała swojej cery bez skazy za makijażem. W moich oczach jest bardziej niż idealna. Kocham kiedy jest na mnie zła i gdy krzyżuje ręce na piersi i wywraca oczami na wszystko co powiem, ale niemniej jednak uśmiecha się kiedy nazywam ją moją "baby girl" i całuję ją delikatnie w policzek. Kocham sposób w jaki przebiega łagodnie dłońmi po moich ramionach, podczas gdy leży na mnie.
Kocham sposób w jaki idealnie pasowała do moich ramion, jakbyśmy mieli być sobie przeznaczeni.
Cholera, brzmię jak dziewczyna, ale pieprzyć to. Po prostu za bardzo ją kocham.
Wpatrywała się we mnie swoimi oczami, gdy uśmiechnęła się marzycielsko, najwyraźniej oszołomiona.
-Czemu wciąż się tak uśmiechasz? - zapytałem łagodnie na co zatrzepotała rzęsami, delikatnie potrząsając głową.
-Uśmiecham się? - zmarszczyła brwi w wyraźnym zmieszaniu.
-Yeah, uśmiechasz się tak cały czas jakbyś była oszołomiona. O czym myślałaś? - zapytałem, ale tylko potrząsnęła głową.
-O niczym - uśmiechnęła się anielskim uśmiechem. Dlaczego nie chciała mi powiedzieć o czym myślała? - Po prostu wracajmy już do łóżka - zasugerowała, sprawiając że uśmiechnąłem się wewnętrznie.
Chciała wracać do łóżka. Ze mną.
-Dobrze; ale kiedyś mi powiesz - zażądałem łagodnie na co pokiwała głową, dając mi mały uśmiech. Naprawdę chciałem wiedzieć co to było, o czym myślała, ale nie mogłem jej przesłuchiwać. Cóż, przynajmniej nie dzisiaj.
*
Jenny’s POV:
-Obudź się kochanie - ktoś wychrypiał delikatnie, na co powoli otworzyłam oczy, tylko zauważając boga seksu leżącego obok mnie w całej swojej chwale. Zaciskając uścisk wokół mojej talii, przyciągnął mnie do siebie bliżej - Musimy iść do szkoły kochanie - stwierdził, sprawiając, że jęknęłam i ponownie zamknęłam oczy - Kochanie - westchnął, podczas gdy odgarniał kilka kosmyków opadających na moją twarz.
-Jest za wcześnie, żeby myśleć o szkole lub budzić się dla tej sprawy - wymamrotałam, trzymając zamknięte oczy. Nie byłam w nastroju, żeby iść do piekła aka szkoły. Chciałam tylko tu leżeć w ramionach Justina i odpoczywać.
-Kochanie, musimy iść. Edukacja jest ważna - wskazał, surowym tonem. Ew, jak może mówić takie rzeczy? Jest zjarany czy coś? Jak mógł powiedzieć tak okropną rzecz?
Okay, może troszeczkę przesadzam.
Ale tylko troszeczkę.
-Jesteś tak wredny - otworzyłam powieki, wpatrując się w niego z wydętymi wargami.
-Jak to jestem wredny? - zmarszczył brwi, mrużąc oczy jednocześnie i szturchając palcem wskazującym moją dolną wargę.
-Po prostu nie chcę iść do szkoły - jęknęłam, klepiąc moją dłonią jego twarz, pozostawiając ją tam.
-Wszyscy dzisiaj idą do szkoły, więc przestań narzekać i się przygotuj - jego głos wyszedł stłumiony ze względu na rękę zakrywającą jego usta. Powoli, zdjął moją dłoń z jego twarzy, zanim pocałował każdy palec swoimi pulchnymi ustami.
Głośno wzdychając, wykręcił się z uścisku i wstał z łóżka. Wyprostowując ręce nad moją głową, ziewnęłam. Kiedy chciałam chciałam wyjść z jego pokoju, Justin zatrzymał mnie, chwytając mój nadgarstek. Odwracając się by na niego spojrzeć, jęknęłam wewnętrznie, mrużąc oczy.
-Co? - zapytałam ostrym głosem. Nie jestem rannym ptaszkiem.
-Bez porannego buziaka? - uniósł brwi, łobuzerski uśmiech pojawił się na jego twarzy. Głęboko wydychając powietrze pochyliłam się, żeby dać mu lekkiego całusa w jego usta w kształcie serca. W chwili gdy próbowałam się odsunąć, chwycił moje biodra i przyciągnął mnie z powrotem na łóżko, tak że leżałam na nim; gdy natychmiast pogłębił pocałunek.
-Jus-- -próbowałam mówić, ale to było zbyt trudne zadanie od kiedy całował mnie chciwie - --tin.
Jęcząc z frustracji, ścisnął moje biodra, sprawiając że z trudem złapałam powietrze i zanim to dostrzegłam, wykorzystał okazję i wsunął swój język do mojej buzi. Co za cwana suka.
Nie będąc w stanie się więcej opierać odwzajemniłam pocałunek. Otwierając szerzej usta, mój język dołączył do zabawy, która obecnie miała miejsce w naszych buziach. Nasze języki zaczęły tańczyć do dźwięku naszego szybkiego bicia serca. Całował mnie brutalnie, ale jego usta wciąż były tak delikatne na moich, jak chmury, nawet delikatniejsze jeśli spytasz.
Poruszając nogami, moje leżały teraz pomiędzy jego; sprawiając, że poczułam formującą się wypukłość w jego bokserkach.
Motylki w moim brzuchu zaczęły szaleć powodując spustoszenie. Uśmiechając się przez pocałunek poczułam również jego uśmiech. Pocałunek był pełen pasji, zmysłowości i siły. W pewien sposób to było elektryzujące połączenie pomiędzy nami dwoma.
Chciałam więcej. Pragnęłam więcej. Ale widziałam, że musimy iść do szkoły. Niechętnie próbowałam się odsunąć, lecz bez szczęścia. Owijając ramiona wokół mojej talii, nie pozwolił naszym ustom się rozdzielić.
Musiałam zatrzymać pocałunek zanim będzie za późno. Ale jak?
Nagle, wpadłam na błyskotliwy pomysł. Przygryzając zgryźliwie jego dolną wargę - nie w seksualny sposób - jęknął z bólu, uwalniając uścisk wokół mnie. Biorąc to za wskazówkę, szybko zeskoczyłam z łóżka.
-Kurwa, Jenny - warknął, wycierając swoją krwawiącą wargę wierzchem lewej dłoni, gdy usiadł.
-Przepraszam, ale musimy wyjść do szkoły. Edukacja jest ważna, pamiętasz? - uśmiechnęłam się do niego przebiegle, rozbawienie tańczyło w moich oczach.
Potrząsając głową w irytacji, przeczesał swoją dużą dłonią swoje włosy i wstał z łóżka.
O cholera, był wściekły.
Omijając mnie bez żadnego spojrzenia, zamierzał wyjść z pokoju. Ale tak jak zrobił wcześniej ze mną, złapałam jego nadgarstek i pociągnęłam go, sprawiając że odwrócił się i stanął ze mną twarzą w twarz.
Potrząsając delikatnie głową w sposób "czego chcesz" zbliżyłam się do niego. Stając na palcach, wyciągnęłam język i zlizałam krew z jego wciąż krwawiącej wargi, gdy obserwował mnie ciekawie. Przełykając krew, cmoknęłam go słodko w usta.
-Przepraszam za to - wyszeptałam w jego delikatne spuchnięte usta.
-Boże-- - objął moją twarz dłońmi - Tak bardzo cię kocham - przycisnął swoje usta do moich, ogarniając nas w czuły pocałunek. Odsuwając się powoli, spojrzałam głęboko w jego złoto-brązowe oczy.
-Ko-Ko...Idę do swojego pokoju się przygotować - Prawie ponownie rzuciłam K-bombę.
Prędko otworzyłam drzwi od jego pokoju i wybiegłam z niego przemierzając przed siebie.
*
-Proszę, Justin? - błagałam , pociągając za jego dłoń.
-Nie - powiedział poważnym tonem, nie ulegając.
-Ohhhh proszę! - powiedziałam płaczliwym głosem jak mała dziewczynka, której mama nie chciała kupić lalki.
-Powiedziałem nie - powtórzył ponownie z rozdrażnieniem w głosie, gdy wywrócił oczami.
-Kochanie! - przeciągnęłam słowo, desperacją pokrywając mój głos.
-Nie wrócimy do domu. Zapomnij! - wypiął się, ciągnąc mnie do piekła zwanego szkołą.
-Dupek - warknęłam pod nosem, puszczając jego dłoń i krzyżując ręce na piersi.
-Słyszałem - zachichotał, potrząsając głową w rozbawieniu podczas gdy otworzył drzwi do piekła.
Ponownie chwytając jego dłoń - nie wiem dlaczego, ale po prostu nie mogłam iść obok niego bez trzymania jego dłoni - powędrowaliśmy do naszych szafek.
-Co tam? - Chris nachylił się nad szafkami, gdy wpisywał coś w swój telefon.
-Aye, stary - Justin podszedł do niego i zrobili jeden z tych skomplikowanych uścisków dłoni - Co tam stary? - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy. Zawsze miał duży uśmiech gdy Chris był w pobliżu. To jeden z powodów dlaczego tak bardzo lubię Chrisa. Sprawiał, że mój mężczyzna jest szczęśliwy, tylko przez bycie w pobliżu.
-Dobrze, dobrze. Nawet fantastycznie - uśmiechnął się, zanim zwrócił uwagę na mnie.
-Jenny - Chris uśmiechnął się, ukazując swoje perliście białe zęby. Szczęście migotało w jego oczach.
-Chris - odpowiedziałam, na co szybko przytulił mnie w przyjazny sposób. Był wielkim przytulasem, jeśli mogę wspomnieć - Gdzie jest reszta? - zapytała, otwierając szafkę i wyciągając swoje książki i foldery.
-Prawdopodobnie zaspali albo coś - Chris wzruszył ramionami, ponownie wpisując coś na telefonie.
-Kochanie... - Justin się pochylił - Idę do łazienki. Zobaczymy się w klasie, okej? - wyszeptał, na co pokiwałam głową, przygryzając swoją dolną wargę i przyciskając książki do piersi.
Uśmiechając się, zamknął oczy i podszedł bliżej, zakrywając moje usta swoimi i całując mnie delikatnie. Ponownie otwierając oczy, odsunął się łagodnie, oblizując wargi.
-Do później skarbie - pstryknął mój nos palcem, mrugając do mnie, zanim odszedł zostawiając mnie i Chrisa samych.
Uśmiechając się do siebie od ucha do ucha, zacisnęłam uścisk na folderach i książkach, przyciskając je jeszcze bardziej do mojej klatki piersiowej w radości.
-Jak się masz Jenny? - Chris zapytał prawdziwie zainteresowany, wsuwając telefon do kieszeni.
Umm?
-Dobrze - powiedziałam niepewnie, zmieszanie było wypisane na mojej twarzy. Czemu patrzył na mnie w ten sposób, który dosłownie wykrzykiwał sympatię?
-Na pewno? - podszedł bliżej - Jesteś szczęśliwa? - szepnął, patrząc przed moje ramię w kierunku, gdzie Justin odszedł.
-Pozytywnie - pokiwałam głową, uśmiechając się słabo - Justin mnie uszczęśliwia - zapewniłam go, zakładając kosmyk włosów za ucho. Był jedynym, który wiedział o sprawach Justina i jedynym, który wiedział, że Justin mnie porwał.
-To dobrze - oblizał usta - Wiesz-- - zaczął, drapiąc się w tył głowy - On mógłby poderżnąć gardło, żeby utrzymać cię bezpieczną. Naprawdę cię kocha, mogę zauważyć to w jego oczach. Nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego - stwierdził, sprawiając że moje serce zatrzepotało.
-Naprawdę? - moja szczęka opadła w zdumieniu. Uczucie zadowolenia ogarnęło całe moje ciało, od głowy do palców.
-Tak - zaśmiał się - Nie widzisz tego? - zapytał z zaskoczonym wyrazem twarzy, wyrzucając ręce w powietrze - On całkowicie cię uwielbia, a ty go bardzo uszczęśliwiasz - stwierdził jakby to była najbardziej oczywista rzecz na ziemi, sprawiając że zarumieniłam się - Ale hey; pogadamy o tym innym razem - położył dłoń na moim ramieniu - Muszę już iść - przyciągając mnie do siebie, przytulił mnie krótko - Pa - zawołał, gdy pobiegł korytarzem.
-Pa - wymamrotałam, chociaż nawet nie mógł mnie usłyszeć. Potrząsając głową, zaśmiałam się do siebie. Uszczęśliwiam Justina Drew Biebera. Ja, tak ja uszczęśliwiam zabójcę. Powinnam dostać złotego oskara albo coś za to osiągnięcie.
Nagle usłyszałam płacze z bliska; sprawiając, że zmarszczyłam brwi z ciekawości. Odwracając się, żeby spojrzeć w lewo, zauważyłam że stało tam grono dziewczyn w kółku, szlochając. Dlaczego płakały?
Patrząc bliżej, ujrzałam Lauren stojącą tam z czerwonymi i napuchniętymi oczyma.
-Chantelle była tak młoda - jedna z nich zawołała i nie zdołałam nic zrobić, tylko uśmiechnęłam się. Mówiły o tej suce, którą zabiłam.
-Kto mógł zabić tak niewinną i dobrą dziewczynę? Była moją najlepszą przyjaciółką! - Lauren zawołała w dłonie, gdy kilka dziewczyn pocierały jej plecy pocieszająco.
Niewinna? Dobra dziewczyna? Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Śmiałam się tak bardzo, że brzuch mnie zaczął boleć, ale mój śmiech zamarł w sekundzie gdy wszystkie dziewczyny odwróciły się by spojrzeć na mnie.
-Co do diabła jest nie tak z tą suką? - jedna z nich powiedziała w kompletnym szoku.
-Ta szmata śmieje się ze śmierci Chantelle - kolejna powiedziała wtedy kiedy Lauren spojrzała zza dłoni i nasze oczy się spotkały.
Prostując się, otarła swoje łzy. I z małym gestem do przyjaciółek, zaczęły do mnie podchodzić.
Kurwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz