sobota, 5 października 2013

Rozdzial 41. "Mom, Dad?"

-Nie chcę już z tobą być - wyjaśnił. 
Wtedy  poczułam jakby ktoś walnął mnie pięścią w twarz. Mocno. I teraz krwawiłam niekontrolowanie z nosa, krew przedstawiała moją miłość, która wypływała w udręce. 
Zamknęłam ciasno oczy, potrząsając głową w odmowie. 

"Nie chcę już  tobą być" jego głos nie przestawał mnie nawiedzać. 

"Nie chcę już z tobą być"

"Nie chcę już z tobą być"

"Nie chcę już z tobą być." Słyszałam to w kółko i w kółko, zanim otworzyłam oczy. 

-Nie - powiedziałam głośno i wyraźnie, zamykając swoje małe dłonie w pięści i stojąc stabilnie. Nie ma mowy, że pozwolę mu mnie tak po prostu zostawić. 
-Nie? - jego zachrypnięty głos zapytał niepewnie, łzy wciąż spływały po jego policzkach. 
-Nie - powtórzyłam - Nie zerwiesz ze mną - zrobiłam kilka kroków bliżej niego, tylko niewielka przestrzeń oddzielała nasze ciała.
-Ale zrywam - wychrypiał, jego głos nie wykraczał poza szept. 
-Nie zostawisz mnie - oświadczyłam. 
Podchodząc jeszcze bliżej, był tak blisko, że jego miętowy oddech obił się o moje usta i wrócił do jego
-Czemu nie powinienem? - zapytał wstępnie. Jego twarz była blada z suchymi łzami. 

Ten widok mnie zabijał. 

Tam był mój mężczyzna, cały załamany i podatny na zranienie. Zżerała mnie wiedza, że jestem powodem dlaczego czuł się i tak wyglądał. Cóż, w dodatku jeszcze próbował ze mną zerwać, co tylko wrzuciło mnie głębiej w dziurę tajemnicy, w której właśnie byłam. 
-Bo cię ko... - urwałam, zdając sobie sprawę, że prawie zrzuciłam dużą bombę - Ko-Ko-....Err...Straciłam-Straciłam-Straciłam pieniądze grając w pokera przez internet.

Cholera.

Głupia. Głupia. Głupia. Głupia. Mentalnie walnęłam się ręką w czoło. 

-Co? - zmrużył oczy pytająco. To chyba czas na rozproszenie. 
Nie myśląc o tym drugi raz, chwyciłam jego kołnierz i zaatakowałam jego pulchne usta swoimi, dając mu słodki pocałunek. Lecz nagle zrobił coś czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. 
Oderwał swoje usta od moich, cofając się. Tak bardzo bolało bycie odrzuconym przez osobę, którą szczerze się kocha. To było gorsze niż pchnięcie nożem; gorsze niż bycie postrzelonym; gorsze niż bycie dźgniętym i postrzelonym; a nawet gorsze niż bycie nieżywym. 

-Dlaczego to zrobiłaś?! - Justin przebiegł palcami w frustracji po swoich bardzo seksownych włosach. Jego dobór słów spowodował uczucie bólu, torturując mnie w głębi serca. 
-Bo próbujesz ze mną zerwać! - wrzasnęłam na niego z rozdrażnieniem. 
-Jenny - odetchnął - Muszę - powiedział sucho, patrząc prosto w moje oczy. 
-Ale dlaczego Justin? Powiedz, dlaczego? - wyszeptałam. Łzy stopniowo zaczęły wypełniać moje oczy jak filiżanka. Nie mogłam sobie poradzić z tym, że byłam uczuciową osobą. 
-Sama to wczoraj powiedziałaś - przełknął gulę, oblizując wargi - Jedyne co robię, to ranię ciebie - wymamrotał, ból migotał w głębi jego hipnotyzujących oczu. 
-Byłam po prostu zła - mruknęłam, odgarniając włosy palcami. 
-Ale to co powiedziałaś jest prawdą - ból zabarwił jego karmelowe oczy - Powiedziałaś, że chcesz-- - ciasno zamknął oczy na krótką sekundę - Powiedziałaś, że chcesz się zabić - jego głos zniżył się, gdy ostatnie słowo wypłynęło z jego idealnych ust. 

-Nigdy nie popełniłabym samobójstwa - wyjaśniłam z szeroko otwartymi oczami. Jak wczoraj mogłam powiedzieć taką głupią rzecz? Do kurwy nędzy, czy może ktoś mi podać kij baseballowy, żebym mogła wbić sobie trochę rozumu?
-Ale wczoraj-- - Justin zaczął, ale mu przerwałam. 
-Byłam. Po. Prostu. Zła. Przez. Chwilę. - podkreśliłam każde słowo, pocierając palcami skronie. 
Biorąc jego dłoń w moją, zrobiłam krok do przodu, zmniejszając dystans między nami.
-Proszę, nie zostawiaj mnie - odetchnęłam w jego wilgotne usta z zamkniętymi oczami. Nie wiem co bym bez niego zrobiła. Był moją drugą połówką. Po prostu nie mogłam go stracić. 
-Ale czemu chcesz być z kimś takim jak ja, skoro tylko cię ranię? - pochylił swoje czoło do mojego, również zamykając oczy.

Nastała martwa cisza, gdy żadne z nas się nie odzywało, chociaż nie była to do końca cisza, ponieważ dźwięk bicia naszych serc, powolne i ciężkie oddechy ją wypełniały. 

Cisza była komfortowa i dała mi czas do myślenia. Wciąż nie mogłam uwierzyć jak niedojrzale się wczoraj zachowywałam, ale z drugiej strony, moja rodzina cholernie się mnie wyparła. Jak do cholery miałam na to zareagować? Usiąść i wypić kawę czy co? Wiedziałam, że przekroczyłam wczoraj limit, ale jednak. Jeśli naprawdę mnie kocha, nie zostawi mnie. 
Potarłam opuszkami palców jego ramiona i poczułam, że się uspokaja. Ściskając jego dłoń, którą delikatnie trzymałam, rozłączyłam usta. 

-Bo dzięki tobie czuję, że żyję - szepnęłam szczerze. 
Następną rzeczą jaką poczułam były jego wargi na moich. Poddając się delikatnej sile pocałunku, natychmiastowo go odwzajemniłam. Dłońmi złapałam oba boki jego szyi, przyciągając go jeszcze bliżej. 

Jego płonące usta poruszały się w czuły sposób, sprawiając lekkie zatrzepotanie w moim wnętrzu. Umieszczając dłonie na moich biodrach, lekko przycisnął swoje podbrzusze do mojego. Ta chwila była taka spokojna; czułam się jak w romantycznej fali, pędzącej do mojego serca, atakując całe moje ciało. Tchnęliśmy nasze dusze i wzajemną miłość i delektowaliśmy się każdą sekundą.

Unosząc jedną z jego rąk, zakręcił kosmyk moich włosów na swój palec wskazujący. Jego usta  w łagodny sposób musnęły moje, wyznając im wieczną miłość. 

Nasze usta poruszały się razem jakby były jednością. Jego wargi były tak delikatne na moich, gdy próbował wyrazić wszystko co do mnie czuł i również jak przykro mu było. Mogłam poczuć jego mocne i szybkie bycie serca na mojej klatce piersiowej. Motylki trzepotała wokół mojego żołądka w radości i ekstazie. Byłam zdeterminowana by ująć to w pamięci; ten moment wykraczał poza perfekcję. Justin przygryzł moją wargę i delikatnie za nią pociągnął, zwalniając po kilku zmysłowych sekundach, przygryzając moją wargę. 

-Jesteś moim kawałkiem raju - powiedział nisko i chrapliwie, wysyłając dreszcze przebiegające po moim kręgosłupie - Mojego oh pięknego raju - zgarnął kilka kosmyków z mojej twarzy. 

I wtedy miałam wizję. 


*


Justin siedział na kanapie z małą dziewczyną na swoich kolanach, gdy zaplatał warkocz z jej włosów, uśmiechając się od ucha do ucha. Weszłam do pokoju z małym dzieckiem na rękach, które uroczo chichotało i bawiło się rąbkiem mojej 
koszulki. 

-Co robicie? - zapytałam Justina i dziewczynkę na jego kolanach, która miała około 8 lat. 
-Tata robi mi warkoczyka - ucieszyła się, a Justin zachichotał nisko w rozbawieniu. 
-Mamusiu, mamusiu, je też chcę! - maluch na moich rękach jęknął, na co uśmiechnęłam się kręcąc do niego głową. 
-Ale skarbie, twoje włosy są za krótkie - powiedziałam dziecinnym głosem, uśmiechając się szeroko i podchodząc do kanapy.
-Plosie - wydął wargi, błagając mnie szczenięcymi oczkami, którym nie mogłam odmówić. 
-Cóż, zobaczę co da się zrobić - usiadłam na białej kanapie z maluchem na kolanach. Siedziałam tam z ustami zaciśniętymi w cienką linię, rozmyślając jak zapleść jego jedwabiste włosy.
-Mamo, tato? - nagle usłyszałam głęboki głos, sprawiający że ja i Justin unieśliśmy głowy i spojrzeliśmy na szesnastoletniego syna. 
-Idę do Ryana, w porządku? - zarzucił włosami, oblizując usta; tak jak robił jego ojciec. 
-Czy będą tam jakieś dziewczyny? - uniosłam brwi, bawić się krótkimi, jasnymi, brązowymi włosami malucha. 
-Nie, oczywiście że nie, mamo - zobaczyłam go kątem oka, mrugającego do Justina. 
-Dobry chłopak - Justin powiedział bezgłośnie, kiwając do niego głową w uznaniu. Faceci. 
-Mamusiu, Jason kłamie! Widziałam jak mrugał do taty - dziewczyna wywróciła oczami, krzyżując ramiona na swojej delikatnej klatce piersiowej. 
-BELLE! - Justin i mój syn Jason zawołali we frustracji w tym samym czasie. Oh, jak ja kocham moją małą dziewczynkę. Zawsze jest szczera ze swoją matką. 
-Oh, więc to tak? - wygięłam się w łuk, udając szok wypowiedzi. 
-Umm...wiesz mamo... - Jason powoli podszedł do drzwi - Chodzi o to...wiesz... - złapał klamkę i otworzył drzwi - Nie kłamałem. Ja po prostu...no wiesz... - cofnął się - Pa, kocham cię - powiedział szybko, zamykając drzwi z trzaskiem. Śmiejąc się, potrząsnęłam głową.
-Tak samo jak ojciec.
-I jestem z tego dumny - Justin stwierdził kończąc warkocza. 
-Gotowe, kochanie - wyszeptał do ucha Belle. Uśmiechnęłam się do siebie. Był takim wspaniałym ojcem. 
-Dzięki tatusiu - przytuliła go mocno, jej oczy błyszczały. 
-Kochanie, zapomniałaś o czymś - Justin przyłożył swój palec wskazujący do swojego policzka, zanim dziewczynka go zabrała.
-Oh - zaśmiała się dziewczęco, szybko cmokając jego policzek, zanim wybiegła z salonu i udała się na górę do swojego pokoju. 
-Poczekaj Belle! - maluch wyskoczył z moich ramion, niszcząc 'warkocza' aka nieudaną próbę warkocza. 
-Ale Johnny, twój warkocz! - wtrąciłam, ale mnie zignorował i wbiegł po schodach. Wstając Justin podszedł do kanapy, na której siedziałam i usadowił się obok mnie.

-Jak się ma moja piękna żona? - pogładził mój policzek swoją prawą dłonią; druga spoczywała na moim udzie. 
-Dobrze - wzruszyłam ramionami, przygryzając dolną wargę i rumieniąc się na purpurowo. I nawet po latach od ślubu, wciąż miał na mnie ogromny wpływ. Nakreślając palcami ślady na linii mojej szczęki, pochylił się, zostawiając delikatne pocałunki pod moim uchem. 
-Kocham cię - zostawił jeszcze jeden pocałunek swoimi kuszącymi pulchnymi ustami. 
-Ja ciebie też - wpatrywałam się głęboko w jego oczy, zanim pochyliłam się i podzieliłam się pięknym pocałunkiem z moim mężem.

*

-Czemu się tak uśmiechasz? - Justin przestraszył mnie, przenosząc mnie do rzeczywistości. 
-Uśmiecham się? - zmarszczyłam brwi w zdezorientowaniu na mojej twarzy. 
-Yeah, uśmiechasz się przez cały czas jakbyś odpłynęła. O czym myślałaś? - zapytał, ale potrząsnęłam głową. 
-O niczym - uśmiechnęłam się ponownie. Nie chciałam mu mówić, że właśnie miałam fantazję o nim i naszych trzech przyszłych dzieciach. To mogłoby go wystraszyć - Po prostu wracajmy do łóżka - zaproponowałam kiedy była około 5AM.
-Dobrze; ale kiedyś będziesz musiała mi powiedzieć - zażądał łagodnie, na co pokiwałam, dając mu mały uśmiech. 

Pewnego dnia ci powiem. Pewnego dnia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz