niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 28. 'Let's fuck.'

Kiedy dotarliśmy do domu, z głośników wydobywała się piosenka Eminema 'Shake That Ass For Me', co sprawiło, że od razu chciałam iść na parkiet i zacząć tańczyć.

Liczba ludzi tutaj była ogromna. Cały dom był przepełniony i prawie niemożliwe było przejść z jednego miejsca do drugiego. 



Zastanawiałam się, czy sąsiedzi zadzwonią na policję, że jest za głośna muzyka, albo że jest tu dużo osób niepełnoletnich pijących alkohol.

Ale nie przejmowałam się, bo to nie był mój dom.

-Dobrze wyglądasz.- Usłyszałam jak ktoś za mną krzyczy, przez co ja i Justin się odwróciliśmy.

-Pablo!- Uśmiechnęłam się szeroko. 

-Cóż, nigdy w życiu nie widziałem lepszego kostiumu.- Pablo się zaśmiał, po czym przytulił mnie mocno.

Kątem oka widziałam, jak Justin się na nas gapi.

-Ha-ha. Bardzo śmieszne.- Powiedziałam, a sarkazm w moich słowach był dość dobrze zauważalny.

-Ale serio, co się stało? Nie chciałaś mi pokazać jakiegoś 'super fajnego' stroju?- Szydził żartobliwie, lekko mnie szturchając. 

-Nie, uświadomiłam sobie, że nie jesteś tego wart.- Uniosłam brew i usłyszałam, jak Justin zachichotał.

-Skarbie, pozwól mi pokazać, ile jestem, wart na parkiecie.- Złapał mnie za rękę i wymruczał uwodzicielsko.

-Yea-- -Chciałam mu odpowiedzieć, ale Justin mi przerwał, wyrywając moją rękę z uścisku Pablo i odciągnął mnie od niego.

-Sorry ziom, może później. Obiecała mi, że najpierw się ze mną czegoś napije.- Oh, naprawdę?

Pablo zacisnął usta w cienką linię i niechętnie skinął głową.

-Więc tak, chyba... Ja um... Do zobaczenia później Jenny.- Westchnął, po czym zniknął w tłumie ludzi.

Potem Justin zaczął ciągnąć mnie za rękę i gdzieś prowadzić. Przepychaliśmy się między ludźmi, aż się zatrzymaliśmy.

-W końcu! Myślałem, że już nie przyjdziecie.- Rozpoznałam głos Chrisa.

Kiedy się rozejrzałam dookoła, ujrzałam samych kolegów Justina, stojących przy podłużnym stole, który chyba miał być 'barem'.

-Przepraszam, to jej wina.- Justin wskazał na mnie.

Westchnęłam i położyłam dłoń na sercu, jakby mnie zabolało.

-Kłamca!- Uderzyłam go lekko ręką, na co się zaśmiał.

Chris obserwował nas z dziwnym wyrazem twarzy.

On coś wiedział.

Mogłam to wyczuć.

-Napijmy się.- Chris powiedział nagle, wskazując ręką, abyśmy za nim poszli.

-Jenny!- Ashley i Paige zawołały radośnie, ciepło mnie przytulając. 

-Hej dziewczyny.- Oderwałyśmy się od siebie, a ja się do nich uśmiechnęłam.

Ashley była przebrana za seksownego wampira, a Paige miała na topie typowy dziwkarski strój. Miała być że niby diablicą.

Halloween było idealną okazją dla dziewczyn, żeby ubrać się jak zwykłe szmaty.

I szczerze...

Gdybym ja miała szansę wybrać strój, zrobiłabym dokładnie to samo.

Ubrałabym się jak zwykła kurwa.

Po tym jak przywitałam chłopaków, obczaiłam ich stroje.

Zayn był bez koszulki i jego ciało było pomalowane dokładnie tak samo, jak ten gościu z 'Somebody That I Used To Know'.

I powiem wam coś. To. Wyglądało. Cholernie. Seksownie.

Chciałam tylko zmacać jego klatę.

O mój Boże, przestań! Masz chłopaka, Jenny! Moja podświadomość skarciła mnie.

Tak, 'chłopaka'...

Liam był ubrany jak bezdomny i trzymał kawałek kartonowego pudła, na którym było napisane 'BĘDĘ PRACOWAŁ ZA CUKIERKI.'

Nie mogłam powstrzymać dziewczęcego uśmiechu i chichotu, kiedy to zobaczyłam.

Przeniosłam wzrok na Chrisa i zobaczyłam jak zakładał swoje 'pudełko LMFAO' na głowę.

Wszyscy mieli cudowne stroje a JA?

Nie, nie musicie mi mówić jak mój strój był chujowy, bo to było nic w porównaniu do nich. Jestem tego świadoma, dziękuję.

-Masz.- Justin trzymał przede mną czerwoną szklankę z drinkiem.

Wzięłam ją i posłałam mu uśmiech. -Dzięki skarbie.

-Nie ma za co.- Uśmiechnął się. -Więc...- Zaczął.

Wzięłam łyka ze szklanki, czując jak paląca substancja spływa powoli po moim gardle.

-Co?- Otarłam ręką usta.

-Wybierz kogoś.- Napił się, po czym oblizał usta.

Nie wiem dlaczego, ale od razu wiedziałam o co mu chodziło. Ale nawet jeśli, poudaję, że go nie rozumiem.

-O czym mówisz?- Przechyliłam głowę na bok, patrząc na niego ze zmarszczonym czołem.

Podszedł bliżej. 'Wiesz, nadal potrzebujemy bardziej odpowiednich strojów, nie sądzisz?- Powiedział cicho, tak że tylko ja mogłam to usłyszeć.

-Nadal nie rozumiem o co ci cho--

-Wybierz ofiarę, którą zabijesz.- Położył dłoń na dolnej części mych pleców, przez co ciarki przeszły po moim całym ciele.

-Ja... Ja nie-e wie-- -Zaczęłam się jąkać, na co Justin się zaśmiał i pochylił się bardziej.

-Czy Jen się boi?- Zaśmiał się, wydął usta i utarł niewidzialną łzę swoim wskazującym palcem.

-Nie lekceważ mnie.- Tupnęłam nogą w ziemię ze złości i skrzyżowałam ręce na klatce.

Uśmiechnął się i przybliżył się jeszcze bliżej. Zatrzymał się tylko kilka centymetrów od mojej twarzy i przygryzł wargę w niesamowicie seksowny sposób. -Nie ośmieliłbym się.- Wymamrotał.

-O czym rozmawiacie>- Ashley stanęła przed nami, na co Justin głośno przełknął.

Co jeśli coś usłyszała?

Wyglądało na to, że Justin nie powiedział jej, że mam być 'zabójcą'.

-Ashley! Cześć...- Justin podrapał się niezręcznie po karku.

-Jak długo tu stoisz?- Wypaliłam. Nienawidziłam niezręczności. A jeszcze bardziej nienawidziłam tego, że nie wiedziałam co wtedy powiedzieć, albo zrobić. A dlatego, że byłam bardzo otwartą i prostą osobą, nie mogłam owijać w bawełnę. -Słyszałaś o czym rozmawialiśmy?- Dodałam szybko.

-Nie... Ja tylko przyszłam i...- Ashley zaczęła. Wyglądała na dość zszokowaną.

-Dobrze.- Przerwałam jej.

-Jenny.. Przepraszam. Nie chciałam wam przeszkodzić w rozmowie.- Wymamrotała, patrząc na stopy, przez co natychmiast poczułam się winna, że byłam dla niej taka oschła.

-O mój Boże! Nie skarbie! Przepraszam za bycie taką suką. To wszystko przez Justina, on mnie rozwścieczył!- Przytuliłam ją i pokazałam palcem na Justina, tak jak on zrobił to wcześniej przy Chrisie.

Rewanż suko!


Szczęka Justina opadła. -Nie! Ona kłamie Ash!- Wyrzucił ręce w powietrze. -To ona rozwścieczyła MNIE!- Tłumaczył się i wskazał swym kciukiem na swoją klatkę. 


-Jesteście tacy słodcy.- Zachichotała.


-Proszę, nie bądź na mnie zła Ashley.- Błagałam ją, robiąc słodkie oczka.


-Nie, oczywiście, że nie jestem. Mam tylko nadzieję, że się dogadacie.- Puściła oczko i pochyliła się do mnie, by wyszeptać mi coś do ucha. -Może poprzez seks?- Powiedziała cicho, tak że tylko ja mogłam to usłyszeć.


Moja usta się rozchyliły i patrzyłam się na nią z niedowierzaniem. -Ashley!


-Co?- Wzruszyła ramionami. -Justin na pewno jest dobry w łóżku.- Tym razem powiedziała to głośno, tak, że Justin też to usłyszał. Spojrzałam na niego, a on uśmiechał się do siebie, po czym oblizał usta.


-W każdym razie, zostawiam was ptaszki. Liam mnie potrzebuję.- Zaśmiała się i wskazała na Liama, który stał na drugim końcu domu, patrząc na nią z pożądaniem.

 Cóż, Liam chyba nie jest tak niewinnym facetem jak myślałam. Miał swoją drugą stronę. Zupełnie inną stronę. Patrzył na Ashley tak, jakby rozbierał ją wzrokiem.


-Muszę zaspokoić mojego mężczyznę. Do później.- Pomachała do nas i zaczęła się oddalać. Kiedy dotarła do Liama, od razu popchnęła go na ścianę i zaczęła go namiętnie całować. Potrząsnęłam głową z rozbawieniem.


Czy już wspominałam, że ta dwójka jest dla siebie stworzona i nigdy ze sobą nie zerwie? Oni byli definicją idealnej pary.


-Więc...- Zachrypnięty głos wyszeptał do mojego ucha, a ja poczułam cudowny zapach wody kolońskiej. Uwielbiałam to.


Wiedząc, że nie mogę się sprzeciwić, rozejrzałam się dookoła aż zobaczyłam pewną osobę. Podjęłam decyzję.


-Znalazłaś już kog-- Justin zaczął, ale nawet nie pozwoliłam mu skończyć.


-Chantelle.- Powiedziałam, na co Justin zmarszczył brwi i spojrzał na nią.


-Tylko przez te plotki? Cóż, one nie były takie złe. Szczególnie te o lodach.- Uśmiechnął się do mnie głupio.


-Typowy facet...- Westchnęłam, trzęsąc głową.


-Potraktuję to jako komplement kochanie.- Mrugnął do mnie, na co wywróciłam oczami.


-Okej, plan jest taki. Najpierw ją uwiodę--


-Ty uwiedziesz ją!? Ha! Dobry żart. Masz następny?


-Wow! Ha-Ha! Jesteś tak zabawna Jen!- Sztucznie się zaśmiał.


-Wiem, że jestem. Ale dziękuję Justin, jestem zaszczycona.- Posłałam mu słodki uśmiech, zatrzepotałam rzęsami i wachlowałam twarz rękoma.


-Cokolwiek.- Zmrużył oczy, pijąc ostatni łyk ze szklanki, po czym poszedł by odstawić je do baru.


-Masz.- Też wypiłam wszystko i podałam mu szklankę, po czym je odłożył.


Podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu.


-Najpierw, ja ją uwiodę, jakbyśmy mieli pójść się pieprzyć. -Podniósł jeden palec.- Potem, wyprowadzę ją z domu.- Podniósł drugi polec.- A potem, kiedy dam ci znak, będziesz nas śledzić. Postaraj się, żeby cię nie zauważyła. -Podniósł trzeci palec i trzymał je wszystkie przed moją twarzą, jakbym była jakaś głupia. -Okej?


-Okej- Skinęłam głową, strącając jego rękę z mojego ramienia.


-Masz.- Wyciągnął coś zza siebie. -Weź to.- Wyjął nóż z tylnej kieszeni i dał mi go do ręki jakby to nie było nic wielkiego.


-O mój Boże! Nie mam gdzie tego schować, nie mam kieszenie. Co jeśli ktoś to zauważy!?- Krzyczałam histerycznie.


-Serio!?- Posłał mi dziwne spojrzenie, jakbym była obłąkana, czy coś.


Przepraszam, że nie jestem tak lekkomyślna jaki ty Bieber i nie wymachuję nożem na lewo i prawo.


-Co?


-Rozejrzyj się. Jesteśmy kurwa na imprezie Halloween.


Nagle zrobiło mi się głupio. Patrzyłam na swoje ręce, nie podnosząc wzroku i zaczęłam robić się czerwona jak pomidor.


-Oh, moja mała piękność się zawstydziła?- Żartował, pocierając mój podbródek swoim palcem wskazującym.


-Nie. Przestań mnie wkurzać.- Jęknęłam, odpychając ode mnie jego rękę.


-A co jeśli nie chcę?- Jeszcze raz posmyrał mój podbródek, na co znów przewróciłam oczami.


-Po prostu idź 'uwodzić' Chantelle.- Wykonałam palcami znak cudzysłowu i spojrzałam w kierunku, gdzie Chantelle tańczyła.


-Yeah. Zróbmy to.- Posłał mi wyzywające spojrzenie. Nagle się szeroko uśmiechnął, jakby naprawdę dobry pomysł pojawił się w jego głowie.


-Co jeśli mi się uda?- Uniósł brew, krzyżując ręce na klatce.

-A co byś za to chciał?- Również uniosłam brew, naśladując jego postawę.

-Hmm...- Przyłożył palec do podbródka, jakby mocno się zastanawiał. -Co powiesz na...- Przybliżył się bliżej. -... na to, że zatańczysz ze mną, jeśli wygram?- Uśmiechnął się do mnie i oblizał usta.

O Boże! Przestań oblizywać te usta!

Nawet nie musiałam nad tym myśleć. Wiedziałam, że przegra.

-Okej.- Skinęłam głową. -Ale czekaj... Co jeśli ja wygram?- Uniosłam brew?

-A co byś za to chciała?

-Hmm..- Naśladowałam go po raz kolejny.- Co powiesz na...- Przybliżyłam się do niego. -... na to, że jeśli przegrasz, rozbierzesz się i będziesz biegał wokół tych ludzi. I do tego... będziesz musiał zmacać jak najwięcej dziewczyn, jakbyś był cholerne napalony. Zakład?- Zrobiłam najbardziej przebiegłą twarz i wyciągnęłam rękę.

-Zakład.- Uścisnął moją dłoń, po czym odwrócił się i zaczął iść w kierunku Chantelle, która teraz właśnie tańczyła z jakimś kolesiem.

Kiedy do niech podszedł, odepchnął mocno tego typa, na co on cholernie się wystraszył i uciekł. Justin odwrócił się do Chantelle tak, że stali twarzą w twarz. Złapał ją za biodra i przysunął ją bardzo blisko. Gdybym była Chantelle, nazwałabym to gwałtem. Ale ona jak to ona, nie opierała się, tylko zaczęła poruszać się z nim w rytmie muzyki.

-Co za szmata.- Wymamrotałam, potrząsając głową i śmiejąc się sama do siebie.

Oh, nim zapomnę. Miała na sobie skórzany stanik i krótką skórzaną spódniczkę. Jakby się schyliła, oświeciłaby mnie blaskiem swojej prawdopodobnie gołej dupy. I żeby jej stój wyglądał bardziej słodko, nałożyła kocie uszy.

Jest taka urocza, prawda?



Nie.


Justin podniósł rękę i chwycił jej podbródek. Potem jego język zaczął wędrować po jej wargach, po czym odchylił się lekko i uśmiechnął się do niej zalotnie.

Czy on był poważny?

Zaczęłam się śmiać, trzymając się za brzuch. Nigdy nie widziałam bardziej komicznego sposobu, by zaciągnąć dziewczynę do łóżka. To było całkiem zabawne.

Ale mój śmiech umarł, kiedy zobaczyłam, że Chantelle się uśmiecha w rozkoszy. Nanosekundę potem wskoczyła na niego tak, że jej nogi oplatały jego biodra.

Moje usta się otworzyły, kiedy zaczęło mnie to boleć.

Justin zachichotał i wędrował rękoma w górę i w dół jej ud. Zaczęli się o siebie dziwnie ocierać i zaczęłam myśleć, że zrobią to tu i teraz.

Justin oderwał od niej swój wzrok i spojrzał na mnie, znacząco poruszając brwią, po czym przyssał się do jej szyi i zaczął ją całować. Złapał ją za włosy i odchylił jej głowę do tyłu, dając sobie więcej miejsca do popisu.

Co jakiś czas spoglądał na mnie, uśmiechając się. Upewniał się, czy na to patrzę.

Nagle złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Namiętnym. Bardzo namiętnym. 

A wtedy poczułam, jakby coś się we mnie gotowało. Myślałam, że eksploduję.

Nie wiem jakiego rodzaju uczucie to było, nie umiałam tego opisać.

Chciałam poodrywać jej wszystkie kończyny i nakarmić nimi rekiny. Złapać jej 'piękne' usta i wyciąć je z jej twarzy. Chciałam chwycić jej włosy i szarpać jej głową w górę i w dół. Wziąć kij baseballowy i napierdalać w jej 'seksi nóżki' tak długo, aż nie byłaby już w stanie na nich chodzić.

Nagle mnie olśniło i sobie coś uświadomiłam.

Byłam zazdrosna.

Kurewsko zazdrosna.

Dziwnie mnie coś zabolało, kiedy znów spojrzałam, że nadal są do siebie przyssani.

Poczułam jak moje oczy się zaszkliły. Walcząc, aby nie wypłynęły z nich łzy, oddychałam głęboko i wolno.

Justin, nadal ją całując, otworzył oczy i spojrzał na mnie. Kiedy mnie zobaczył jego usta od razu przestały się ruszać.

Nie widział tych łez w moich oczach, prawda?

Nie, chyba był za daleko...

Odsunął od niej swe usta i postawił ją na podłodze, nie odrywając ode mnie swojego wzroku. Potem spojrzał na Chantelle i w końcu zaczął z nią gadać.

Nawet jeśli Chantelle była największą szmatą, jaką znałam, nie zgodzi się na to. NIKT by się na to nie zgodził, bo NIKT nie upadł tak nisko.

Wyczytałam z ruchu jego warg, jak mówił 'chodźmy się pieprzyć' na co moje oczy od razu się rozszerzyły.

Okej, teraz...

Spoliczkuje go?

Albo przypierdoli mu pięścią w twarz?

Albo weźmie od kogoś drinka i wyleje mu go na twarz, tak jak te wszystkie zadziorne dziewczyny zawsze to robią?







Ale nic z tego.







Musiałam przetrzeć oczy, by upewnić się, czy nie mam jakiś zwidów.

Ona skinęła głową i przygryzła wargę - chyba próbując wyglądać seksownie.

Justin złapał ją za rękę i zaczął iść do drzwi. Otworzył je i pozwolił jej wyjść pierwszej. I nim on sam wyszedł, odwrócił się do mnie i skinął głową. To był ten znak.

TO BYŁ ZNAK.




________________________________

Jak Wam się podobało? c:
Tyle ode mnie, teraz oddaję bloga w ręce @iBeebs_ na czas, kiedy mnie nie będzie.
Będę za Wami tęsknić, jesteście strasznie kochani.

BARDZO WAS KOCHAM, dziękuję! :')



To jest ostatni rozdział tu. Następny rozdział będzie już na
 http://www.when-evil-takes-over.com/

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 27. 'Suffer like I did.'

-To zaczęło się, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy.- Zaczął powoli.

Moje dłonie się pociły, a zmęczenie, które czułam kilka minut temu, jakoś zniknęło.


Byłam jak na jawie.


Byłam gotowa, by go wysłuchać. Gotowa, by dowiedzieć się, czemu to wszystko mi się przydarzyło. Gotowa, by w końcu poznać prawdę. Kiedy Justin milczał przez kilka sekund, ja wierciłam się niepewnie. Nie mogłam znieść tej ciszy i bałam się, że po prostu mnie okłamie, żeby mnie spławić.


-Zobaczyłem ciebie i tego drania, Dana, przynoszącego pudełka do twojego domu. Nigdy wcześniej cię nie widziałem, więc domyślałem się, że dopiero się wprowadziliście. Nie przyglądałem się wtedy tobie, ale mogłem już powiedzieć, że byłaś piękna.- Wymamrotał, bawiąc się rogiem koca na którym siedział i unikał kontaktu wzrokowego.


Ja piękna? Lekko się zarumieniłam.

-I potem?- Prosiłam go, by kontynuował, kiedy zobaczyłam, jak kilka razy otworzył usta, ale nic nie powiedział. Odchylił głowę w tył i odetchnął głęboko.

-Pierwszego dnia w szkole... Obserwowałem cię.- Wyszeptał cicho, pocierając twarz dłońmi.

To było dla niego naprawdę trudne.

Ale dlaczego?

To znaczy, co on mi może powiedzieć? Wiedziałam, że to będzie coś w stylu: 'Ja po prostu kocham torturować i gwałcić ludzi. A wybrałem ciebie, bo weszłaś mi w drogę'.

To w sumie chciałam usłyszeć. Otrzymać pewnego rodzaju potwierdzenie. 

Ale..

Nie mogłam zaprzeczyć, że głęboko głęboko w środku modliłam się, bym się myliła i że jest jakiś naprawdę dobry powód, dlaczego to wszystko mi się przytrafiło.

-Byłaś taka inna...- Przekręcił głowę, więc teraz patrzył mi się głęboko w oczy swoimi przepięknymi, złotymi tęczówkami.

O co mu chodziło z tym 'byłaś taka inna'? Chciał mi powiedzieć, że byłam tą słabą, naiwną, małą dziewczynką, którą można łatwo manipulować?

Nie, dziękuję. Ja już to wiem.

-Widziałem cię, jak szłaś przed ten korytarz i wyglądałaś tak, jakbyś o nic się nie martwiła. Wydawałaś się być taka nieostrożna.- Mówił łagodnie, a moje oczy się rozszerzyły.

Okej, to było nieoczekiwane i trochę mnie oszołomiło. Nie mogłam określić teraz moich uczuć. Po prostu tam siedziałam i patrzyłam się w jego czekoladowe oczy, czekając, by kontynuował.

-Nie martwiłaś się o to, by szukać przyjaciół. Nawet nie zwracałaś uwagi na to, żeby uważać na lekcjach i słuchać tego, co mówi nauczyciel. Byłaś jakby odizolowana od wszystkiego, jakbyś była w swoim małym świecie, gdzie nikt nie mógł cię nawet dotknąć.- Oświadczył, patrząc mi w oczy.

Kiedy mi to mówił, nawet nie próbowałam odgadnąć, co on czuje. Nie próbowałam wyczytać tego z jego oczu, bo wiedziałam, że choćbym nie wiem jak się starała - nie potrafiłam.

-Byłem zaintrygowany.- Wymamrotał, patrząc się to w jedno, to w drugie me oko.

Był zaintrygowany?

Cóż, wiecie jak się teraz czułam?

Totalnie zmieszana.

-Ludzie myśleli, że jesteś małą, skrytą, niepewną siebie dziewczynką, bo z nikim nie rozmawiałaś. Ale wiedziałem, że byłaś przeciwieństwem tego. Dziewczyną, która nie chciała się z nikim zadawać. Nie dlatego, że byłaś nieśmiała, albo nie miałaś odwagi, by do kogoś podejść i zagadać, ale dlatego, że byłaś inna i niepowtarzalna.- Powiedział, po czym chwycił moją rękę, lekko ją ścisnął i położył ją na swoim kolanie.

Nie mogłam nic powiedzieć. Byłam zszokowana. Naprawdę nie spodziewałam się, że powie coś takiego.

-Miałaś ten ogień w oczach.- Przeniósł wzrok na ścianę przed sobą. -I było coś w tobie, co krzyczało 'chodź i weź mnie'. To było jak wyzwanie. I nie mogłem się powstrzymywać, więc... zaakceptowałem je.- Przejechał ręką między swymi włosami, opierając się o zagłówek. 

-Widziałem cię w tym.- Wzruszył ramionami.

Moje usta się otworzyły i postanowiłam coś powiedzieć. -Widziałeś co?

Przekręcił głowę, wpatrując się we mnie, a jego twarz nie okazywała żadnych emocji. Cisza rozległa się między nami.

-Potencjalnego zabójcę.- Powiedział pewnie, nie mrugając nawet okiem.

Czułam jakby moje serce upadło na podłogę. Moje oczy praktycznie wyskoczyły z orbit, a szczęka zjechała mi do parteru.

To był jakiś żart. Prawda?

-Ale...- Moja dolna warga zaczęła się trząść. -Ja zawsze byłam dobrym człowiekiem... Nie mogę być... zabójcą.- Łzy zaczęły napływać mi do oczu, próbując się z nich wydostać.

-Nie powiedziałem, że nie jesteś dobrym człowiekiem.- Justin szybko powiedział, widząc moją reakcję.

-Ja? Zabójcą?- Wpatrywałam się w swoje dłonie, rozmawiając bardziej sama z sobą, niż z Justinem.

-Proszę cię, nie płacz i nie bój się. Wiem, że to nowy świat dla ciebie i nadal nie możesz wyobrazić sobie tego co powiedziałem. Ale ja będę tu z tobą, nigdy cię nie opuszczę. Z każdym twoim krokiem musisz pamiętać, że zawszę będę tu by złapać cię, kiedy upadniesz.- Pocieszał mnie, ocierając kciukami łzy z moich policzków, które po nich spływały. -Zawsze.- Dodał.

Skinęłam głowę, czując się lepiej. Bałam się jak cholera. Ale to, co Justin powiedział, że zawsze będzie ze mną, dodało mi siły. Pokazało mi, że mam na co liczyć.

Mam na kogo liczyć.

Dobrze wiedziałam, że powoli będzie 'przeciągał' mnie na stroję świata-zabójców. Ale tak długo, jak był przy mnie, wiedziałam, że nic złego mi się nie przydarzy. Kiedy byłam przy nim, czułam się bezpiecznie. Nie dlatego, że mógł zabić kogoś, kto by mi groził, czy coś, ale dlatego, że się o mnie troszczył. Martwił się o mnie. I teraz było za późno, żeby uciec. Już byłam w tej grze i nie mogłam się już wycofać.

Szczerze to nie wiedziałam co czuję do Justina. Ale to było coś.

Coś wyjątkowego.

-Ja teraz idę coś zjeść.- Justin posłał mi półuśmiech. Wiedział, że musi mi dać trochę teraz czasu, żebym przetworzyła to, co mi właśnie powiedział.

Już miał wstać z łóżka, ale złapałam go za rękę, zatrzymując go. 

-Justin...- Wyszeptałam cicho. -Ja potrzebuję więcej odpowiedzi.- Poprosiłam, więc ponownie usiadł na łóżku.

-Dawaj.- Ponownie oparł się o zagłówek, a ja nadal trzymałam jego rękę.

-Skąd wiedziałeś, że będę dobra w strzelaniu? Powiedziałeś Danowi, żeby mnie tam wziął?- Zapytałam, patrząc mu w oczy i splotłam razem nasze palce. Jego ręka idealnie pasowała do mojej.

-Oh, to był przypadek! Nie wiedziałem o tym. Po prostu was śledziłem.- Uśmiechnął się, kiedy spojrzał na nasze splecione dłonie. -Ale miałem przeczucie, że będziesz w tym dobra.- Dodał, głaszcząc moją dłoń swym kciukiem.

-Dlaczego zabiłeś Dana?- Spojrzał na mnie. Nagle, wydawał się być wkurzonym. Odwrócił wzrok i zacząć mocno ściskać moją rękę. 

-Auć! Justin!- Krzyknęłam, nie mogąc znieść bólu.

Natychmiast oderwał swoją rękę od mojej.

-Przepraszam! Ja tylko...- Urwał, patrząc na mnie błagalnie, jakby prosił o wybaczenie.

-Jest okej. Nie przejmuj się. -- Więc dlaczego to zrobiłeś?- Spróbowałam ponownie.

-Nie chciałem tego zrobić. Przyrzekam, nie zdawałem sobie sprawy, że cię ściskam dopóki---

-Justin! Nieważne. Ja mówię o Danie.- Przerwałam mu, a kiedy moje słowa opuściły me usta, zmarszczył brwi.

-Ten skurwiel cię uderzył.- Wysyczał, a jad dosłownie kapał z jego słów.

-Oh... widziałeś to?

-Nie.- Potrząsnął głową. -Słyszałem. On musiał za to zapłacić.- Krzyknął. Złościł się coraz bardziej z każdą mijającą sekundą.

Nie chcąc go denerwować, szybko musiałam zadać mu inne pytanie. Wiem, że to był ważny temat, ale chciałbyś być w jednym pokoju z zabójcą i wkurwiać go jeszcze bardziej? 

Nie?

Tak myślałam.

-Nadal będziesz mnie torturował?- Przygryzłam wargę, obawiając się jego odpowiedzi na to. Nie robił tego przez ostatnie dwa dni, ale kto wie - może zrobi to jutro?

Jego twarz natychmiast złagodniała i znów na mnie spojrzał. -Nie. Już nigdy.- Ciepło się uśmiechnął. -Chyba, że będziesz chciała.- Dodał, śmiejąc się.

Od razu zaczęłam skakać dookoła i imprezować, kiedy usłyszałam jak te słowa upuszczając jego idealne usta.

Ale moja podświadomość przestała to robić, kiedy zobaczyła, że oczy Justina zaszkliły się.

Czy on się nie uśmiechał? Dlaczego teraz wyglądał na takiego zranionego? To zmieniło się w ułamku sekundy, dosłownie.

-To mnie zabijało okej! Zabijało mnie to, że widziałem cię tak przestraszoną, to jak płakałaś. Ale musiałem to robić!- Wykrzyczał, wkurzony sam na siebie i pociągnął mocno za swe włosy.

-Dlaczego?

-Bo to był jedyny sposób, abyś była moja. Musiałem to robić, by 'przeistoczyć' cię w zabójcę, którym miałaś zostać. Musiałem jakoś uwolnić z ciebie to bestię i to był jedyny sposób.- Wyjaśnił, a ja mogłam zobaczyć ten ból w jego oczach.

Skinęłam głową.

Byłam totalnie zmieszana. Ale nie chciałam teraz rozwodzić się nad tymi rzeczami - które moim zdaniem nie miały sensu. Miałam więcej pytań.

-Nigdy ze mną nie rozmawiałeś. Czemu?- Zmieszana potrząsnęłam lekko głową.

-Bo tak.

-Poważnie. Powiesz teraz tylko 'bo tak'?- Gapiłam się na niego, chcąc uzyskać konkretną odpowiedź.

-Nie chciałem z tobą rozmawiać. Raniłem cię i nie sądzę, byśmy wtedy mogli sobie pogawędzić. Pewnie byś mnie zwyzywała, czy coś.- Wyjaśnił.

Cóż, miał rację. Nie oszczędzałabym na niego wyzwisk.

Było jeszcze jedno pytanie, które nurtowało mnie od samego początku i teraz w końcu muszę dostać na nie odpowiedź.

-Jest tyle ludzi, którzy mogą być 'potencjalnymi zabójcami'. Czemu ja?- Zapytałam, przechylając głowę na bok.

Jego ciało jakby zesztywniało, a on przełknął głośno.

-Ponieważ...- Przełknął jeszcze raz, tym razem głośniej. Kręcił się na łóżku, wyciągnął szyję i westchnął. -Ja... to dlatego... -no ja pierdole! kurwa...- Przygryzł paznokcie z irytacją.

Czy on się denerwował?

Odchylił głowę do tyłu i zakrył usta dłońmi. Słyszałam, jak coś tam szepcze pod nosem.

Jedyny co zrozumiałam to 'Po prostu to powiedz' i 'Nie bądź cipą, Justin'.

-Spójrz...- Przejechał palcami między włosami, ciągnąc za ich końce. -Kiedy pierwszy raz spojrzałem w twoje oczy...- Uciął, zamykając usta. Zacisnął je w cienką linię, jakby nie pozwalał już żadnym słowom opuścić jego ust. Patrzył się na mnie i nawet na sekundę nie złamał kontaktu wzrokowego.

Westchnął, po czym spojrzał znów na swe palce. W końcu wziął głęboki wdech.

Spojrzał na mnie. -...to było jak miłość od pierwszego wejrzenia.- Przyznał.

Moje oczy w szoku drastycznie się rozszerzyły.

-T-ty kocham m-mnie?- Jąkałam się niedowierzająco. 

Powoli skinął głową, mocno przygryzając dolną wargę. Prawdopodobnie zaczęłaby krwawić, gdyby robił to dłużej.

Kochał mnie. On mnie kurwa kochał! Nie wiem dlaczego mnie ucieszyło, ale to mnie ucieszyło. Uśmiechałam się szeroko, ale szybko przestałam, bo ja nie odwzajemniałam tego uczucia i nie chciałam, żeby źle mnie odebrał.

Powietrze wokół zaczęło robić się dziwnie ciężkie, jakby chciało mnie udusić.

Wpatrywaliśmy się sobie nawzajem w oczy. Czas leciał cholernie wolno, a żadne z nas nic nie powiedziało. Ta cisza była zabójcza i dziwnie bolesna.

-Ja powinienem... Pójdę teraz coś zjeść.- Powiedział chrapliwym głosem, po czym wstał z łóżka i podszedł do drzwi. 

Trzymał za klamkę od drzwi, ale nim je otworzył odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie.

-Kochasz mnie?- Zapytał chrapliwym głosem.

Nie spodziewałam się, że mnie o to zapyta, nawet jeśli odpowiedź była już w mojej głowie.

-Nie ma nikogo innego do kochania.- Wyszeptałam. Nie wiem czemu, ale te słowa wyszły z moich ust, nim się nad tym zastanowiłam.

Jego usta lekko się rozchyliły, a jego oczy ukazały rozczarowanie. Chyba uderzyłam w jego czuły punkt.
Potem otworzył drzwi i wyszedł z pokoju, zamykając je za sobą.

Chwyciłam kołdrę i przykryłam nią moje zamarzające ciało. Ułożyłam się w wygodnej pozycji i zamknęłam oczy.

Wiedziałam, ze byłam w łóżku Justina, ale nie miałam siły, że wstać i iść do mojego pokoju. Musiałam jakoś oczyścić mój umysł, więc potrzebowałam długiej dłuuuugiej drzemki. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co on mi powiedział.

Moja głowa pulsowała, od nadmiaru tych wszystkich nowych informacji. Nigdy nie miałam takiego bólu głowy przez całe moje życie. W końcu jakoś zasnęłam.


***


Kiedy otworzyłam oczy, poczułam czyjąś ręką, oplatającą mnie wokół talii. Spojrzałam do góry i zobaczyłam Justina.

Potem spojrzałam na moje ręce i zobaczyłam, że przytulaliśmy się do siebie nawzajem.

Podniosłam kołdrę i ujrzałam nasze splecione nogi. Przytulaliśmy się jak prawdziwa para, która naprawdę się kocha.

Ponownie położyłam głowę na poduszkę, zamykając moje ciężkie powieki.

Chciałam wstać i iść do mojego pokoju, ale nie mogłam.

Czułam się tak dobrze w jego ramionach.

Słyszałam jego lekkie chrapanie i czułam bicie jego serca, bo nasze klatki były do siebie przyciśnięte.

Kiedy już miałam zamiar iść spać dalej, telefon Justina zaczął dzwonić.

Nie ruszyłam się nawet o centymetr. Nie chciałam odbierać jego telefonu i nie chciałam, żeby wiedział, że już wstałam. Więc po prostu udawałam, że nie słyszę tego i nadal śpię.

-Kto do cholery dzwoni?- Justin jęknął, po czym głośno ziewną i wyciągnął rękę, by złapać telefon.

-Halo?- Syknął w telefon, to wkurwienie było słyszalne w jego głosie.

-Cóż, oczywiście, że nie. Właśnie mnie obudziłaś.- Jęknął. -Nie, jest okej.- Powiedział słodkim głosem i zaczął bawić się moimi włosami, myśląc, że ja nadal śpię.

-Yeah, jest obok mnie, ale jeszcze śpi.- Justin oświadczył, zakręcając kosmyk mych włosów wokół jego palca, na co cicho jęknęłam.

Kto chciał ze mną rozmawiać? Myślałam, że Justin mnie obudzi. Może to była Isabella? Kto wie?

-Nie chcę jej budzić. Wygląda tak słodko.- Powiedział zachrypniętym głosem.

Naprawdę nie wiedziałam z kim on rozmawiał i dlaczego ten ktoś chciał ze mną rozmawiać. Ale lekko się zarumieniłam, kiedy to powiedział.

-Czy to jest AŻ TAK ważne!?- Justin krzyknął, zdenerwowany, próbując nie być zbyt głośno, by mnie nie obudzić.

-Dobra.- Usłyszałam jak zaczął się wiercić na łóżku.

-Jesteś tak piękna.- Wyszeptał sam do siebie i pocałował mnie w usta.

I tym małym gestem uwolnił te wszystkie motylki u mnie w brzuchu, które zaczęły latać tak, że myślałam, że mój brzuch zaraz eksploduje. Nie mogłam się powstrzymać i lekko się uśmiechnęłam.

Ale wróćmy do rzeczywistości. Czy on mnie naprawdę pocałował, kiedy spałam!? W sumie, to nie spałam, ale nie o to chodzi. Jak on mógł!? Nie to, że się naprawdę przejmuję, ale JAK ON MÓGŁ!?

Złapał moje ramię i zaczął je lekko trząść.

Otworzyłam oczy, ale moje powieki były tak ciężkie, że nie mogłam ich utrzymać. Przetarłam je i sztucznie ziewnęłam, udając śpiącą. Znów położyłam się na poduszkę, jakbym była tak zdesperowana, by iść dalej spać.

Tylko wam mówię, jestem całkiem dobrą aktorką.

-Jenny.- Jego zachrypiały głos był tak seksowny.

-Co?- Wymamrotałam, udając, że nie zdaję sobie sprawy, że leżę w jego łóżku, a moje oczy były nadal zamknięte.

-Ktoś do ciebie dzwoni.

-Kto?- Otworzyłam oczy i spotkałam jego błyszczące, czekoladowe tęczówki.

-Paige.- Wyciągał telefon w moją stronę.

Czemu Paige dzwoniła tak wcześnie? Nie mogła zaczekać?

Ale dlatego, że to była Paige, ta przecudowna dziewczyna, nie przeszkadzało mi to.

Wzięłam telefon i przyłożyłam do do ucha. -Tak?

-Jenny, to ja Paige! Jak się masz słodka świnko?- Wyśpiewała.

Uśmiech pojawił się na mej twarzy. Oh, jak ja ją kochałam. Ona mnie potrafiła uszczęśliwić w przeciągu sekundy.

-Śpiąca jestem, ale poza tym dobrze. A ty?- Odpowiedziałam. Zaczęłam bawić się włosami.

Nienawidzę siebie za to co powiem, ale...

Chciałam, żeby to Justin się nimi bawił, tak jak wcześniej.

-Wszystko okej, dzięki. Cóż, dzwonię do ciebie, ponieważ muszę powiedzieć ci coś ważnego.- Jej głos zmienił się, na co zmarszczyłam brwi.

-O co chodzi?- Zapytałam zmartwiona.

-Kiedy ty i J wczoraj odjechaliście, jakaś dziewczyna do mnie podeszła i mówiła, że słyszała jakieś plotki o tobie i chciała się dowiedzieć, czy to prawda.- Słysząc to usiadłam na łóżku i oparłam się o zagłówek.

Ludzie zaczęli już rozsiewać o mnie plotki? Jedyna rzecz, której cholernie nienawidzę to właśnie to, że ludzie próbują zmieszać cię z gównem i wymyślają jakieś niestworzone historie o tobie.

-Serio!?- Krzyknęłam do telefonu.

Justin wzdrygnął się na moją reakcję i patrzył na mnie zaniepokojony. Chciał się dowiedzieć o co chodzi, ale zignorowałam to. -Co powiedziała?

-Powiedziała, ze Chantelle--

-Wiedziałam, że ona ma z tym coś wspólnego. Zabiję tą sukę.- Wysyczałam.

-Yeah, zrób to.- Paige zaśmiała się. -Powiedziała, że Chantelle rozsiewa plotki o tobie.

-Ale co konkretnie.- Próbowałam się uspokoić.

-Ummm...- Paige zastanawiała się jak mi to powiedzieć. -Powiedziała całej szkole, że miałaś operację powiększania piersi.

-Co!- Krzyknęłam.

-I że masz STD*.- Dodała.

-CO!- Krzyknęłam jeszcze głośniej. Justin patrzył się na mnie z szeroko otwartymi oczami.

-I do tego powiedziała, że jesteś dziwką i że... codziennie robisz loda Justinowi.- Wyszeptała ostatnią część.

-COOOOOOOOO!? Nawet się nie jesteśmy ze sobą!- Krzyknęłam w telefon, nie przywiązując uwagi do tego, co mówiłam.

Czy tak suka Chantelle myślała, że może rozsiewać o mnie plotki!? Nigdy, przenigdy nie miałam żadnego kutasa w mojej mordzie! Jak ona może mieć czelność, by mówić ludziom coś takiego!? Ta suka nie wie w co się wpakowała.

-Co? Ty i J nie jesteście razem?- Zapytała zmieszana.

Rzeczywistość mnie spoliczkowała tak mocno, że myślałam, że spadnę z łóżka.

Ja pierdole kurwa mać! Co ja jej teraz powiem!?

-Oh... przepraszam... mi chodziło, że... ona nawet nie wie, że my jesteśmy razem.- Tłumaczyłam się, przygryzając wargę.

-Dzięki Boże! Byłam zaniepokojona, serio.- Zachichotała z ulgi. Bolało mnie to, że musiałam ją kłamać.

-Jaki ona ma kurwa problem!?- Powiedziałam głośno, masując skronie palcami, a telefon trzymałam między ramieniem, a uchem.

-Nie wiem. Nienawidzę tego, jak próbuje zyskać uwagę, serio.- Zaszydziła. -Tak czy inaczej, muszę iść znaleźć jakieś ciuchy na dziś i się przygotować. Do zobaczenia na imprezie Jenny.

-Yeah, do zobaczenia.- Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko, wstając z niego. Wyszłam z pokoju Justina i zeszłam na dół.

Miałam ochotę komuś wpierdolić. Byłam tak wkurwiona. Nie myślałam racjonalnie. Chciałam poderżnąć gardło Chantelle.

Okej, Justin może nie był AŻ TAK w błędzie, kiedy mówił o tym 'Widzę w tobie potencjalnego zabójcę'-gównie.

Poszłam do kuchni i nerwowo przeszukiwałam szuflady. Wzięłam szklankę i zapełniłam ją wodą. Wypiłam ją i odłożyłam szklankę do zlewu. Kiedy już miałam się odwrócić, poczułam czyjeś ręce na moich ramionach.

-Uspokój się.- Justin wyszeptał do mojego ucha i zaczął masować moje plecy.

Moje całe ciało rozluźniło się pod jego dotykiem i cicho jęknęłam.

-To jest to, co chciałem usłyszeć.- Cicho wypowiedział do mojego ucha swoim seksownym głosem. Jago usta lekko dotykały mojej skóry, przez co uśpione motylki w brzuchu znów się obudziły.

Odwróciłam się do niego.

-Co się dzieje Jen?- Pocierał moje ręce. Nienawidziłam tego, ale podniecało mnie to, kiedy nazywał mnie Jen.

Wzruszyłam ramionami. -Nic takiego.

-Nie jestem głupi. Przecież widzę. To znaczy, kiedy piłaś tą wodę, myślałem, że szklanka zaraz się złamie przez to jak mocno ją ściskałaś.- Zaśmiał się.

-No dalej, powiedz mi.- Wymamrotał lekko.

-Jeśli nalegasz.- Poddałam się. -Chantelle rozsiewa chore plotki po szkole... o mnie.- Prychnęłam. Byłam tak wściekła, że bałam się, że zaraz uderzę Justina w twarz tylko dlatego, że stał przede mną.

-Możesz rozwinąć? Co mówiła?- Pocierał moje ramiona, pokazując, że był tu, żeby mnie wysłuchać.

-Powiedziała całej szkole, że sobie powiększyłam cycki. Dasz wiarę?- Wyrzuciłam ręce w powietrze.

-Ale tego nie zrobiłaś, prawda?- Zapytał nagle, szeroko otwierając oczy.

-NIE! Oczywiście, że nie!- Krzyknęłam, zdziwiona, że w ogóle o to zapytał. Złagodniał, a jego ciało się rozluźniło.

-Dobrze.- Oblizał usta.

-I powiedziała im, że mam STD! Czy ona jest gotowa, żeby umrzeć? Nie mam pierdolonego STD!- Krzyczałam głośno, krzyżując ręce na klatce.

Widziałam, że Justin próbował powstrzymać śmiech. Suka.

Lekko go odepchnęłam. -Nie waż się zaśmiać.- Wystawiłam palca, ostrzegając go, a on wyciągnął ręce, jakby chciał powiedzieć 'nie ośmieliłbym się'.

-A potem im powiedziała, że...- Ucięłam, kiedy dotarło do mnie to, że mam powiedzieć.

Spojrzałam na niego, zaciskając usta w cienką linię i milczałam.

-Powiedziała im CO?- Spojrzał na mnie oczekująco.

Ja pierdole. Chuj, po prostu to powiem.

-Że robię ci codziennie loda, a przecież oczywiste jest, że to nieprawda.- Wymamrotałam szybko, ale on wszystko zrozumiał.

Uniósł brew i szeroko się uśmiechnął.

-Zawsze możesz to zrobić. Ja będę tylko leżał. Nie musisz się śpieszyć. Nie powiem ani słowa.- Wyszeptał nieśmiało.

-Fuuuu! Jesteś obrzydliwy!- Odepchnęłam go od siebie i poszłam do salonu.

Usiadłam na jednej z kanap i po chwili Justin się dołączył.

-Więc...- Zaczęłam.

-Więc co?- Uśmiechnął się.

-Mój kostium na dziś.- Powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie i wywróciłam oczami.

-Cóż... Możesz iść naga. Będziesz miała najbardziej przerażający kostium.- Wzruszył ramionami.

-Dupek!- Uderzyłam go w ramię moją małą pięścią tak mocno, jak tylko mogłam. -To było podłe!- Skrzyżowałam ręce.

Wow, to naprawdę zwiększyło moją pewność siebie. Wyłapcie sarkazm.

-Tylko żartowałem skarbie. Masz cudowne ciało.- Zaśmiał się, ale ja nadal byłam nadąsana.

-Kochanie.- Powiedział, głaszcząc mój policzek swoim palcem wskazującym i wydął swoją dolną wargę w niesamowicie słodki sposób.

-Co!?- Krzyknęłam. Nie byłam na niego serio zła, ale kochałam widzieć go takiego.

-Przepraszam. Nie gniewaj się.- Wymamrotał, szczerość biła z jego oczu.

Nie powiedziałam nic. Chciałam, żeby trochę pocierpiał.

Dokładnie suko.

Cierp tak jak ja, kiedy ty nie odzywałeś się do mnie kilka tygodni temu.

-Jeeeennnnyyy.- Przeciągał moje imię, robiąc jeszcze słodszą minkę. -Powiedz coś!- Prosił.

Miałam już coś powiedzieć i otworzyłam usta, ale od razu je zamknęłam.

Wytrzymaj Jenny, wytrzymaj. Moja podświadomość się odzywała.

Potrząsnęłam głową.

-Nie bądź taka!- Prosił, sfrustrowany.

Oh, wygląda na to, że nie podoba ci się to Bieber, prawda?

-Jen..- Zaczął jeszcze raz, ale ja nadal miałam zaciśnięte wargi.

Nagle, jego twarz się zmieniła. Zaczął się szeroko uśmiechać. Oblizał usta powoli i pochylił się. Jego usta były kilka centymetrów od moich. Moje serce zaczęło szybciej bić. Potem przybliżył się jeszcze bardziej, ale minął moje usta.

Więc, on nie miał zamiaru mnie pocałować?

Jego usta prawie dotykały mojego ucha, więc myślałam, że coś wyszepcze.

Nagle zaczął wędrować językiem po moim policzku.

-O mój Boże Justin!!- Krzyknęłam, odpychając go, na co on zaczął się śmiać.

-Fuu!!- Wytarłam jego ślinę z policzka. -Jesteś okropny! Nienawidzę cię!

-Cóż, może sobie mnie nienawidzić, przynajmniej się do mnie odzywasz.- Wzruszył ramionami, śmiejąc się.

-Więc, co do twojego stroju.- Zaczął, oblizując usta.

Przestań oblizywać te kuszące usta! Moja podświadomość krzyczała, nie będąc w stanie już dłużej wytrzymać tego, jak seksowny on jest.

-Ty i ja będziemy mieli na sobie białe t-shirty.- Zaczął i znów oblizał usta. Prawdopodobnie zauważył, że się gapiłam na jego cudowne, perfekcyjne, pożądliwe i idealne usta i chciał mnie torturować.

Przeniosłam wzrok na jego oczy.- Czemu? To w ogóle nie jest straszne.- Uniosłam brwi.

-Wystraszymy ich, kiedy już tam będziemy. Zaufaj mi.- Puścił mi oczko i wstał z kanapy. -Więc, ja dam ci tą koszulkę i...umm.- Spojrzał na zegarek.- Po prostu rób co tylko chcesz, dopóki nie wyjdziemy.- Uśmiechnął się i wyszedł.


***


-Gotowa?- Justin krzyczał z dołu.

-Yeah.- Krzyczałam, zakładając t-shirt przez głowę.

Już miałam dość tych białych t-shirtów. Nosiłam je, odkąd zostałam porwana.

Ale w sumie, to ja już nie czuję się, jakbym była porwana, czy przetrzymywana. Chyba się do tego przyzwyczajałam. Zaczęłam traktować to jako... mój dom.

Zeszłam na dół do Justina.

-Jestem gotowa.- Podeszłam do niego. Byłam podekscytowana. Nie byłam na imprezie od wieków.

-No to chodźmy.- Powiedział, otwierając przede mną drzwi.

-Yeah, chodźmy.- Uśmiechnęłam się i wyszłam.

________________________

*STD-choroba przenoszona drogą płciową

Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wcześniej, ale miałam jakieś załamanie.
Nie miałam motywacji, chęci nic.
Bo albo mnie zlewacie, nie wiem, nie komentujecie tak jak kiedyś, nie klikacie w te reklamy, czuję, że jest was coraz mniej. Jakbym robiła to wszystko dla samej siebie.

Ale chyba się już to nie powtórzy. Przepraszam.