sobota, 5 października 2013

Rozdzial 40. 'Tired of pretending.'

-Oh Panie! - z trudem złapała powietrze, zakrywając usta dłonią - Co to jest Jenny? - jej głos drżał, gdy wskazała na zlew pełen krwi. Cholera, Justin i Zayn przez żartowanie ze mnie zapomnieli po sobie posprzątać bałaganu - Czy to krew? - zapytała przerażona, jej dolna warga zadrżała. 

Kurwa

Cholera

Co za gówno. 

Co co cholery miałam jej powiedzieć?

Wow, moje szczęście. 

Po prostu wspaniale. 

Cudownie

Yeay

Ale zanim miałam miałam szansę, żeby coś powiedzieć, odwróciła się gwałtownie, z szeroko otwartymi oczami. Szok przenikał przez nie w sposób jakby dopiero zdała sobie sprawę z czegoś naprawdę okropnego. Podchodząc do mnie bliżej, położyła obie dłonie na moich ramionach, głęboko wpatrując się w moje oczy. 

-Ten facet na dole, Justin... - wskazała palcem na ziemię, co oznaczało, że mówi o moim chłopaku, który siedział obecnie na kanapie w salonie, nie wiedząc co dzieje się u góry - Czy to ten facet, który cię torturował? - Isabella przygryzła wargę, powstrzymując łzy przed wypłynięciem z jej zaszklonych oczu - I nawet nie waż się mnie okłamywać - złapała mocno moje ramię - Powiedz mi prawdę - Isabella zażądała surowo. 

Wtedy po prostu poczułam łzy spływające po moich policzkach. Nie chciałam jej okłamywać; również nie chciałam jej powiedzieć, że Justin jest tym człowiekiem, który mnie torturował. Złączając razem usta w cienką linię, zatrzymałam je ściśnięte. 

-Nie... - odetchnęła, szeroko otworzyła usta, gdy powoli zaczęła iść do tyłu - Więc jest. Był tym, który cię torturował i sprawiał, że każdego dnia płakałaś - Isabella powiedziała szybko, pozwalając swoim ręką opaść po obu stronach ciała.
Znowu nic nie powiedziałam. Po prostu stałam i obserwowałam reakcję mojej siostry, gdy zaczęła chodzić wokół łazienki i obgryzać swoje paznokcie. Nagle zatrzymała się i odwróciła tak, że stała ze mną twarzą w twarz.

-Ty se ze mnie kurwa żartujesz, Jenny?! - warknęła, kładąc obie ręce na swojej głowie w niedowierzaniu, zaskakując mnie. 
-Isabello, musisz zrozumieć-- - próbowałam, ale uniosła obie ręce, pokazując mi swoje dłonie i uciszając mnie nagle. 
-Zrozumieć co? - sapnęła ze zdenerwowaniem - Huh? - podchodząc do mnie, nagle mnie popchnęła. Co do cholery? - Mam rozumieć, że mieszkasz z facetem, który cię torturował?! -warknęła w moją twarz, wymachując rękoma w powietrze w przesadny sposób. 
-Po prostu mnie wysłuchaj - wymamrotałam nieśmiało, z roztargnieniem drapiąc z się z tyłu szyi. 
Głęboko wzdychając, Isabella ciasno zamknęła oczy na kilka sekund, zanim ponownie je otworzyła.
-Mów - powiedziała sucho. Mogłam zauważyć, że była zakłopotana. 
-Wiem o czym myślisz, ale naprawdę się zmienił! - w moim głosie była rozpacz, podczas gdy moje oczy był wypełnione łzami. 
-Zmienił? - zakpiła, ciasno krzyżując ręce na piersi - Jesteś tak cholernie naiwna - zaśmiała się bez krzty poczucia humoru, delikatnie potrząsając głową. 
-Nie jestem! - uniosłam głos, wściekłość budowała się we mnie - Wiem co robię! - zadeklarowałam ufnie. Wiem, że była zła, ale wciąż nie miała prawa by być niegrzeczna. 
-Co cię tak upewnia? - jej głos brzmiał prowokująco, chociaż bez uczuć, w jej oczach był ból i rozczarowanie. 
-Bo on mnie kocha - stwierdziła, oblizując wargi - A ja kocham jego - dodałam niskim bełkotem. Szczerze, nie interesuje mnie czy Isabella mi wierzy czy nie. Nawet jeśli cały świat stwierdziłby, że on mnie nie kocha, i że ja nie kocham jego, wciąż wiedziałabym swoje, ponieważ wiem, że szczerze mnie kocha i że ja go prawdziwie kocham. To dla mnie wystarczające. Nie muszę udowadniać całemu cholernemu światu, że się kochamy.  
-Kochasz go? - uniosła brwi ze zdenerwowanym wyrazem twarzy - Moja dupa - dokończyła, zanim wybiegła z łazienki, przez korytarz i w dół schodami. Idąc za nią w szybkim tempie, zauważyłam ją wracającą do salonu, gdzie moja mama rozmawiała z Justinem. 

-Mamo, wstań. Wychodzimy - ogłosiła poważnym głosem, przerywając rozmowę mamy i Justina. 
Odwracając się w moją i Isabelli stronę,ich wyraz twarzy pokazywał całkowite zmieszanie. 
-Co?, dlaczego kochanie? - słodki i łagodny ton mojej mamy zapytał z dezorientacją. 
-Bo tak. Teraz weź swoją torebkę i chodź - Isabella zażądała i odwróciła się na piętach, podchodząc do drzwi frontowych. 
Śledząc ją, próbowałam ją zatrzymać przez mówienie rzeczy jak "proszę, wysłuchaj mnie", "nie odchodź", "to szalone, wiem, ale daj mi wszystko wyjaśnić" i tym podobne. 
Lecz nie ważne jak bardzo prosiłam i błagałam, żeby została, nie słuchała. Otwierając drzwi nawet nie wysiliła się, żeby na mnie spojrzeć, kiedy odezwała się po raz ostatni. 
-Zadzwoń, kiedy wrócisz do zmysłów - powiedziała spokojnie, zimnym półtonem. 

Zaniemówiłam. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć, jak zareagować albo jak się ruszyć. Znieruchomiałam. To było jakbym była sama na świecie, otoczona ludźmi, którzy byli inni ode mnie w każdy sposób i nie rozumieli mnie. 
Prawdą jest; że szczerze wierzę, że jestem jedyną osobą, która potrafi mnie zrozumieć, ponieważ wygląda, że chcę od innych zrozumienia, co było zbyt ogromną prośbą. 
-Skarbie? - moja mama położyła dłoń na jednym z moich ramion, gdy pojawiła się po mojej stronie. - Co się dzieje? Co się stało na górze? - zapytała z troską w głosie. 
-Nic - wpatrywałam się w swoje stopy - Mamo, naprawdę powinnaś już iść - wyszeptałam, unikając kontaktu wzrokowego. 
Pokiwała głową, pochylając się.
-Kocham Cię - szepnęła i delikatnie pocałowała mój policzek, zanim podeszła do drzwi i zamknęła je za sobą. 
Odwracając się, zobaczyłam stojącego Justina, obserwującego mnie uważnie, z dłońmi wepchniętymi do tylnych kieszeni. 

-Co się stało? Chcesz o tym porozmawiać? - zapytał łagodnie, ze zmartwieniem na twarzy. 
To był czas, żeby wypuścić trochę pary. 
 -Rozmawiać? - uniosłam brwi w arogancki sposób - O czym chcesz rozmawiać, Justin? Może...hmmm...daj mi pomyśleć - podrapałam się po brodzie, jakbym była w głębokim zamyśleniu - Oh, wiem o czym możemy porozmawiać - uniosłam palec w powietrze, udając entuzjazm - O tym jak zniszczyłeś moją rodzinę i moje życie - pstryknęłam, mijając go żwawo i udając się prosto do kuchni. 

Gwałtownie otwierałam różne szuflady dopóki znalazłam szklanki. Chwytając jedną z nich, nie zmarnowałam czasu, zanim przerzuciłam ją przez pomieszczenie, gdzie wreszcie uderzyła ściany z głośnym grzmotnięciem i roztrzaskała się na miliony kawałeczków szkła.
Chodząc w kółko, złapałam kolejną szklankę z szuflady.
-Porozmawiajmy Justin! - warknęłam, powtarzając ze szklanką tą samą czynność. 
-Jenny przestań! - Justin wrzasnął ze złością, ale zignorowałam go i zrobiłam to samo -Kurwa, Jenny! - podszedł do mnie, podczas gdy rzuciłam kolejną z jego drogich szklanek - Powiedziałem przestań! - złapał mnie ostro, popychając mnie na szafkę - PRZESTAŃ! - krzyknął tak głośno, sprawiając że zadzwoniło mi w uszach, przez głośność - Co z tobą jest do cholery? - warknął na mnie z frustracją - Nie możesz po prostu rzucać gównem naokoło i oczekiwać, że się odwrócę i będę obserwował jak niszczysz mój dom - syknął przez zęby. 
-Ale ty rozrzucasz moje życie jakby było kawałkiem rupiecia i rujnujesz je, to jest według ciebie w porządku? - spojrzałam na niego ze śmiercią w oczach. Chciałam tylko udusić go na śmierć, a następnie znowu go udusić. Zamykając usta w cienką linię, trzymał mnie popychając na szafkę - Bo przez ciebie straciłam wszystko, co miało dla mnie znaczenie - poczułam pierwsze łzy spływające po policzkach - Bo przez ciebie nienawidzę swojego życia - kontynuowałam , gdy coraz więcej łez zaczęło upadać i dołączać do małej imprezy nad basenem na mojej twarzy. 

Byłam zmęczona udawaniem, że wszystko jest w porządku. 

-Bo przez ciebie nie mam już rodziny - coraz trudniej mi się o tym mówiło od kiedy zaczęłam płakać jak wodospad - Bo przez ciebie nie mam już nic, żeby być szczęśliwa - zaszlochałam niekontrolowanie, nie trzymając tego dłużej w sobie. 
Puszczając mnie, jego ręce opadały po bokach, gdy patrzał na mnie w nieczytelny sposób. 
Jedyną rzeczą jaką ostatnio robiliśmy była walka i miałam tego dość. Po prostu chciałam, żeby to wszystko się skończyło. Dostawałam emocjonalnego załamania i czułam się jakbym postradała zmysły. Już miałam zbyt dużo strat, żeby poradzić sobie z nimi w moim krótkim życiu. Czułam się jakby nie było już w życiu nadziei. Nie było żadnego powodu, żeby znowu być szczęśliwą. Smutek przeniknął przez całe moje ciało i jedyną rzeczą, którą mogłam poczuć był ból. 
Oglądając moje życie powoli rozpadającego się na kawałki, zabijało mnie z dnia na dzień, ponieważ wyglądało jakby nie było nic co mogłabym zrobić. Zawsze będę czuła tonące uczucie, od którego nie będę mogła uciec. Dlaczego to wszystko działo się w ten sposób, nigdy nie zrozumiem. Moje serce było złamane. 
Wszystkie miejsca wokół mojej szyi bolały, gdy próbowałam przestać płakać, jak to robiłam histerycznie. 
-Przez ciebie - wzięłam głęboki oddech - Chcę umrzeć - gdy to powiedziałam, wyminęłam szafkę i wyszłam z kuchni. 
Chwytając poręcz od schodów, podtrzymując swoją wagę, gdy zaczęłam iść na górę. Kiedy tam dotarłam, powędrowałam do swojej sypialni i wdrapałam się na łóżko, podnosząc kołdrę i chowając pod nią swoje drżące ciało. Nie mogłam powstrzymać łez, nieważne jak bardzo próbowałam. Gdy minęło kilka minut, odnalazłam się tylko samotna i smutniejsza niż byłam kilka minut temu. Nic nie miało już sensu. Czułam jakbym utknęła w nieszczęściu w życiu i nie miałam pojęcia co dalej robić. 

Potrząsając głową, zamknęłam oczy zapadając w sen. 



*



Przewracając się na łóżku, wyprostowałam ręce. Spojrzałam na zegar cyfrowy, który wskazywał 03:57am. Pocierając oczy tyłem swoich dłoni, powoli wyszłam z łóżka. Była mi niezmiernie sucho w ustach i czułam się spragniona jak cholera. 
Przechadzając się w stronę garderoby, zdjęłam swoje krwisto czerwone obcisłe jeansy i luźny beżowy sweter, które nosiłam od wczoraj. 

Wzdychając głośno, chwyciłam jakieś żółte spodnie i czarny top. Zarzucając je na siebie, przemierzyłam przez garderobę i otworzyłam drzwi od swojego pokoju, wychodząc. Od 3am postanowiłam przed zrobieniem hałasu, cicho zejść na dół. Trochę się bałam i trzymałam swoją klatkę piersiową obiema rękoma, gdy nagle usłyszałam coś na dole. 

Powoli i ostrożnie dotarłam do końca schodów. Serce biło mi tak szybko, że pomyślałam, że za chwilę wyskoczy. Rozglądając się potajemnie, spotkałam widok Justina, który mnie spowolnił, ale także w tym samym czasie mnie 
zainteresował.

-Justin? - wyszeptałam, prawie niesłyszalnie.

Gdy podniósł wzrok, jęknęłam w zaskoczeniu. Jego oczy były czerwone i napuchnięte, gdy łzy spływały po jego policzkach. Nigdy wcześniej nie widziałam jak płakał. Tylko widziałam pojedynczą uronioną łzę - to było kiedy mówił mi o przeszłości - której nie można było nazwać 'płaczem'. Ta strona Justina była dla mnie nowa. 
-Jenny... - urwał, przebiegając dłonią po swoich włosach, jego głos był bardziej zachrypnięty niż zwykle. Znieruchomiałam. Nie mogłam się ruszyć i nic powiedzieć, gdy wpatrywałam się w załamanego chłopaka przede mną. 
Pocierając zawzięcie twarz dłońmi, jego oddech był wolny i ciężki. Gdy przestał, zatrzymał wzrok na mnie i położył ręce na swoich bokach. 
-Muszę pozwolić ci odejść, nawet jeśli to mnie zabija - wychrypiał łagodnie, gdy łzy pojawiały się w jego oczach. Nie wyglądał na zawstydzonego, gdy płakał przede mną. 
-Co masz na myśli Justin? - wyszeptałam delikatnie, wpatrując się w niego w zmieszaniu, gdy zmarszczyłam brwi. Nie byłam już na niego zła, ani smutna. Byłam trochę...pusta. Nie miałam żadnych uczuć i siły, żeby jakieś stworzyć w tej chwili. 
-Nie chcę już z tobą być - wyjaśnił. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz