sobota, 5 października 2013

Rozdział 32. 'Bingo.'


Rzucając okiem na zegar cyfrowy, pokazywał 11:27 am. To był wspaniały niedzielny poranek. Słońce świeciło przez okno, oświetlając pokój. Wyciągając ręce nad głowę, zdecydowałam się wstać z łóżka i zjeść śniadanie. Biedny Justin. Musiał pracować w niedzielę. 
Stopniowo wstając z łóżka, zabrałam swoje majtki z podłogi. To już było więcej niż obrzydliwe.  Nie zmieniałam ich od wieków. Nie zamierzam ich nosić, nawet jeśli to znaczy, ze muszę ubrać jakieś slipki Justina. 
Wychodząc z pokoju i udając się do pokoju Justina, podeszłam do jego komody i otworzyłam jedną z szuflad, grzebiąc w niej aż znalazłam jakieś dobrze wyglądające białe slipki. Otwierając kolejną szufladę, przekopywałam ją aż znalazłam zwykły szary t-shirt bez rękawów. 
Naga udałam się z powrotem do swojego pokoju. 
Dzięki Bogu nikt nie mógł mnie zobaczyć. 
Chcąc być szczerą...
Bieganie wkoło nagą było świetne. 
Nie oceniajcie mnie.
Wślizgując się w slipki, zarzuciłam na siebie szarą część garderoby zanim pochyliłam się i chwyciłam swoje czarne jeansy. Nie mogłam nosić spodni Justina, prawda? To mogłoby dojść za daleko. Wślizgując się w jeansy, przykucnęłam ponownie by chwycić swój biustonosz z dębowej podłogi z ciemnego drewna. Po ubraniu stanika, zdjęłam opaskę, którą Justin dał mi kilka dni temu z mojego nadgarstka i związałam nią włosy w niedbałego koka. 
Wychodząc z pokoju, zeszłam po schodach i udałam się do kuchni. Stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam w kuchni kobietę o blond włosach, stojącą plecami do mnie. 
Zszokowana spojrzałam na jej plecy z niedowierzaniem. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z intruzem. Co powinnam zrobić?
Moje oczy rozszerzyły się na alarm kiedy powoli zaczęła się odwracać. Adrenalina podskoczyła w każdej żyle w moim ciele, gdy podbiegłam w jej stronę. Musiałam zrobić to szybko.  W chwili gdy do niej dotarłam zacisnęłam rękę na jej szyi i zablokowałam ją. 
-Kim jesteś i czemu kurwa jesteś w tym domu? - krzyknęłam ostro zaciskając uchwyt wokół niej. 
-Proszę... - próbowała mnie przekonać, żebym ją zrozumiała, sprawiając że zacisnęłam się jeszcze bardziej. Ściskając jej szyję z całej siły, byłam gotowa udusić ją na śmierć. 
-Przestań, Ja-Ja-Jestem z p-ersonelu - zakrztusiła się, jej twarz zmieniła się w jasny odcień czerwieni. W chwili gdy jej słowa wypłynęły, pozwoliłam jej iść. Prawie upadając, podparła się o blat, gdy próbowała ponownie złapać oddech. 
-Tak mi przykro! - przeprosiłam szybko. Jak mogłam być taka głupia?! Czułam się strasznie winna, oglądając ją jak oddychała nierównomiernie. Cholera, prawie ją zabiłam. 
Trzymała jedną ze swoich dłoni w górze, pokazując mi, że wszystko było w porządku, pierwszy raz mogła ponownie stanąć poprawnie na nogach. 
-Jest w porządku - powiedziała łagodnie, biorąc głębokie oddechy.
-Cholera, nie! Nic nie jest w porządku! Jestem taka głupia, to wszystko moja wina! Tak cię przepraszam! - wykrzyknęłam sfrustrowana i rozczarowana sobą i swoimi działaniami. 
-Nie, jestem jedyną, którą można winić, ponieważ nie wiedziała pani, że tu będę. Prawdopodobnie myślała pani, że jestem intruzem - uśmiechnęła się do mnie, ale jedyną rzeczą jaką mogłam zauważyć były czerwone ślady na jej szyi. 
Jak mogła tu teraz stać i winić samą siebie po tym jak prawie ją uśmierciłam?!
Zgaduję, że Justin dużo jej płaci. 
Dużo, dużo. 
Marszcząc brwi, potrząsnęłam głową.
-Nie, nie przepraszaj. To ja przepraszam - wybełkotałam, spoglądając w jej niebieskie jak ocean oczy. Powoli pokiwała głową.
-Niech pani się nie martwi. Mam się dobrze, naprawdę - rzuciła mi mały, rzeczywiście uspokajający uśmiech. 
-Zrobiłam pani śniadanie, pani Bieber - wtrąciła nagle, uśmiechnęła się szeroko, pokazując zęby, tak że uśmiech rozprzestrzenił jej się na całej twarzy.  Wskazała ręką na blat , gdzie przyzwoite śniadanie już na mnie czekało. 
-Co? - powiedziałam trochę zbyt surowo niż chciałam, marszcząc brwi w jedną. 
-Oh... - odwróciła się by spojrzeć na mnie nieśmiało się uśmiechając - Pan Bieber zadzwonił do mnie dziś rano, jakieś dwadzieścia minut temu, żebym przyszła i zrobiła pani śniadanie - wyjaśniła, odwracając się i chwytając szmatki. 
-Nie o to mi chodziło - stwierdziłam, a ona odwróciła się, żeby na mnie spojrzeć - Dlaczego nazwałaś mnie panią Bieber? - spojrzałam na nią pytająco, marszcząc czoło. 
-Pan Bieber nalegał na to - powiedziała wprost półgłosem, nieco rozdrażniona i zaczęła pocierać blat szmatką, próbując zetrzeć trudne plamy. 
-Oh, Justin, Justin, Justin - wymamrotałam, tak żebym tylko ja to usłyszała. Potrząsnęłam głową, gdy ujęłam swoją twarz w dłonie. 
Podchodząc do lady, usiadłam na jednym z krzeseł barowych. Chwyciłam szklankę na przeciwko mnie, wypełniając ją sokiem pomarańczowym i zaczęłam brać brać małe łyki.  
Musiałam przyznać, że ta dziewczyna była zajebiście ładna. Miała piękną blond włosy w odcieniu złota, które falując opadały na jej plecy. Jej skóra była jak z porcelany, a jej niebieskie jak ocean oczy były obramowane długimi, gęstymi, czarnymi rzęsami. Miała absurdalnie uroczy, prosty noc zdobiący jej pełne, jasne różowe usta. 
-Jak masz na imię? - zapytałam ją, wciąż biorąc małe łyki z mojej szklanki i wpatrując się w talerz, wypełniony jajecznicą i bekonem.
-Lauren - szybko na mnie spojrzała, zanim odwróciła wzrok ponownie na brudną ladę. Między nami nastąpiła dość niezręczna cisza. Nie wiedziałam czemu była niezręczna, ale jak Lauren czasami zerknęła kiedy jem czułam lekki dyskomfort i zaczęłam się wiercić na swoim miejscu.  
-To jest naprawdę dobre - powiedziałam raz, zanim zaczęłam jeść w nadziei, że to pozwoli gęstemu nie do zniesienia powietrzu zniknąć. 
-Dziękuję, pani Bieber - rzuciła mi swój wspaniały uśmiech z widoczną wdzięcznością w jej kuszących niebieskich oczach. 
-Mogłabyś mówić do mnie Jenny? - spytałam łagodnym tonem. Czułam się trochę niekomfortowo, gdy nazywała mnie panią Bieber. To sprawiało, że czuję się staro, a nawet nie jestem zaręczona z Justinem. I zgaduję, że ja i ona możemy stać się naprawdę dobrymi przyjaciółkami, więc czemu nie?
-Oh, yeah pewnie - zaszczebiotała trochę zbyt szczęśliwie - Dzięki Bogu - dodała szybko cichym szeptem, tak że miało to być przeznaczone tylko dla jej uszu, ale usłyszałam to. Nie przeszkadzało mi to co właśnie usłyszałam, zaczęłam dochodzenie. 
-Chodzisz do szkoły? - ugryzłam przepyszny bekon. Chodzi mi o to, że bekon jest najlepszym wytworem na tym świecie. Oh, pizza oczywiście też. 
-Chodzimy do tej samej szkoły - zachichotała, chowając kosmyk jej jedwabistych włosów za ucho. 
Znowu się zaczyna. Znowu nie zauważyłam nikogo w szkole. Powinnam zauważyć. Tak jak to było z Paige. Justin miał rację; jestem odizolowana od wszystkiego, jakbym była w swoim małym świecie kiedy jestem w szkole. Naprawdę, naprawdę muszę wyjsć coś zrobić. 
-Nawet chodzę z tobą na chemię - Lauren poinformowała mnie śmiejąc się - Zawsze siedzę obok Chantelle - dodała - Cóż...kiedy ona nie ma ochoty, żeby usiąść koło Justina - wymamrotała skromnie i bardziej do siebie, zazdrość była słyszalna w jej głosie. 
Chwila, ona ma coś do mojego faceta czy co? A czekaj, czekaj, zatrzymaj się. Jest jedną z przyjaciółek Chantelle?
-Umm...czy ty... - polizałam swoje spierzchnięte usta - Uh, lubisz ją?
-Kogo? Chantelle?
-Yeah - pokiwałam. 
-Właściwie jest moją najlepszą przyjaciółką - powiedziała czysto i oczywiście, szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. 
-Oh, naprawdę? - przełknęłam tak głośno, że nawet Chiny musiały to usłyszeć. Szybko chwyciłam swoją szklankę z sokiem pomarańczowym i przysunęłam ją do ust, żeby wyglądało jakbym piła. 
Mam nadzieję, że nie zorientowała się jaka byłam teraz nerwowa. 
-Od kiedy ty i Justin się umawiacie? - zapytała, ponownie brzmiąc jakby była trochę zazdrosna. 
-Kto ci powiedział, że się umawiamy? - zapytałam, zmieszanie wymalowało się na mojej twarzy. 
-Czy to nie oczywiste? Chodzi mi o to, że powiedział, że mam nazywać cię "Panią Bieber". Nie jestem taka głupia, żeby się nie domyślić, że coś się dzieje - uśmiechnęła się do mnie, ale jakoś mam wrażenie, że chciała rozerwać mnie na kawałki, zamiast być jak "Cieszę się z waszego powodu".
-Yeah, spotykamy się - stwierdziłam niskim tonem, co oznacza, że nie chcę dalej rozmawiać na ten temat z dziewczyną, którą znam około...dziesięciu minut? 
Dostała wskazówkę i zaczęła ponownie robić swoje prace. 
I wtedy zrobiłam się zazdrosna. Nawet patrzałam jej się na tyłek. Co jest ze mną nie tak? Ale bądźmy szczerzy. 
Była idealna. 
Tak idealna jak nigdy nie byłam.
Nagle wszystkie dziwne i nieprzyjemne myśli pojawiły się w mojej głowie. Co jeśli nie tylko zajmowała się sprzątaniem domu, ale również zabawiała się z Justinem? Mówiąc 'zabawiała', mam na myśli perwersję. W każdym razie mam przeczucie, że coś do niego ma. Wyglądała na zazdrosną w naszej poprzedniej rozmowie. Moim zdaniem, nie robi ona dobrego wrażenia. 
-Czy kiedykolwiek uprawiałaś seks z Justinem? - wypaliłam. Wiem, że nie powinnam jej tak o to pytać, ale nie mogłam nic na to poradzić. Po prostu jestem zbyt ciekawa. 
Jej delikatne ciało zesztywniało na moje pytanie. Kiedy zamilkła i zaprzestała robienia wszystkich czynności, które wykonywała kilka sekund temu, moje oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. 
-Odpowiedz mi - powiedziałam lekko wymagającym głosem. To nie było sprawiedliwe, żeby wypchnąć ją by o tym powiedziała, ale do cholery teraz ja umawiam się z Justinem i na pewno w piekle mają prawo wiedzieć kogo wcześniej pieprzył. 
Powoli się odwróciła, spuszczając głowę. 
-Ja...umm. Ja...musisz zrozumieć, że-- - jąkała, bawiąc się palcami. 
-Tak czy nie? - przerwałam szorstko. Niecierpliwiłam się. 
-Tak - wyszeptała trwożnie, unikając spotkania moich oczu.
Szczęka mi opadła jak zrozumiałam co mi właśnie powiedziała. 
-Ile razy? - spytałam przez zaciśnięta zęby. 
-Tylko ra-
-Nie kłam! Ile pieprzonych razy? - przerwałam, warcząc na nią jadowicie. Wiedziałam, że próbowała mnie okłamać. 
-Zawsze kiedy byłam tu, żeby posprzątać - wymamrotała prawie niesłyszalnym tonem. Przytyk zwycięstwa błysnął z jej oczu, gdy spojrzała w górę.
-A ile pieprzonych razy byłaś tu, żeby 'posprzątać'? - krzyknęłam ze złością, używając cudzysłowów w powietrzu. To mnie przerobiło. 
Jak ta szmata śmie robić mi śniadanie, wiedząc że MÓJ chłopak już ją wypełnił. Jeśli wiesz co mam na myśli. 

-Huh? - wypięłam się, zmuszając ją do odpowiedzi. 
-Prawie codziennie- - przyznała ze słabą satysfakcją w jej oczach - Z wyjątkiem piątku, ponieważ w piątek mam lekcje Jazz- - wyjaśniła w pośpiechu, wyrzucając ręce w różnego rodzaju kierunkach.
-Mam to gdzieś -  zatrzymałam ją bezlitośnie w połowie zdania - Wynoś. Się. Kurwa. Z. Tego. Domu. Albo Bóg mi pomoże, że ja to zrobię - syknęłam, waląc pięścią z ogromnym nasileniem. 
-Jenny--
-Nuh-uh - potrząsnęłam głową nieprzychylnie, kiwając na nią palcem wskazującym. Dla ciebie wciąż jestem Panią Bieber. 
Już nie jesteśmy przyjaciółkami. Nie po tym co było, więc lepiej, żeby nazywała mnie tak jak Justin chciał by do mnie mówiła, JEGO dziewczyną. W każdym razie od kiedy tego nie lubiła - teraz znam powód dlaczego - jest nawet lepiej. 
-Zabieraj stąd swój kurewski tyłek - rozkazałam groźnie. 
Przygryzła środek swojego policzka w stłumionej złości, strzelając we mnie piorunami.  
Wrzucając ściereczki do zlewu, szybko przez sekundę umyła ręce, zanim je wysuszyła i szukała gdzie zostawiła kurtkę. Zakładając na siebie kurtkę, gdy wychodziła z domu, pozwoliła drzwiom surowo się zamknąć. 
I ah tak...
Ja i ona mamy zostać naprawdę dobrymi przyjaciółkami? Moja dupa. 
Możesz pomyśleć, że byłam dla niej trochę zbyt szorstka, ale spróbuj postawić się w mojej sytuacji. Chciałabyś mieć dziewczynę, która wiele razy spała z twoim chłopakiem w domu, w którym obecnie mieszkasz, prawie każdego dnia? Serio? Chciałabyś tego? Zwłaszcza, gdy jest ona bardzo ładna?
Nie?
Tak myślałam. 
Popychając swój talerz, wstałam ze stołka. Mój apetyt rozwiał się w powietrzu. Weszłam do salonu i pozwoliłam sobie upaść na perłowo białą, skórzaną kanapę. Wyciągając rękę, sięgnęłam po pilota na stole. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach aż znalazłam MTV. Byłam w furii i musiałam się uspokoić i po prostu zrelaksować. 

***

Wędrując do pokoju Justina, podeszłam prosto do łóżka, zamykając za sobą drzwi. Czołgając się na szczyt, przeniosłam kolana do klatki piersiowej. Wyciągając szyję, spojrzałam na stolik nocny, sprawdzając czas na zegarze cyfrowym. 
1:34 am.
Gdzie on do cholery jest?
Co jeśli coś mu się stało?
Różne pytania wirowały wokół mojego umysłu, gdy leżałam w zupełnej ciszy i ciemności.  Przeszył mnie wstrząs strachu i obawy, przez co całe moje ciało przeszły dreszcze, gdy usłyszała hałas z odległości domu. Mówiąc sobie, że to nic takiego, pozostałam w swojej pozycji, pozwalając ciemności i ciszy powoli mnie usypiać. Ale moje oczy nagle się otworzyły, gdy tylko usłyszałam głośny hałas brzmiący tak jakby ktoś upuścił szklankę i roztrzaskał ją na miliard małych kawałków. 
Prostując się na łóżku Justina, przyciągnęłam kolana mocno do piersi. Kiedy usłyszałam jeszcze jeden przeszywający dźwięk, nie mogłam już dłużej zaprzeczać, że mam urojenia. Te hałasy były prawdziwe i musiałam - tak bardzo jak tego nie chciałam - iść i sprawdzić skąd one dochodzą. 
Po chichu wyszłam z ogromnych rozmiarów łóżka Justina i okrążyłam go aż do nocnego stolika. Po prostu musiał mieć tam coś czym mogłabym się ochronić. 
Otwierając szufladę, moje oczy rozszerzyły się w największym szoku. W szufladzie leżało wiele dużego rozmiaru prezerwatyw i najważniejsze, broń. 
Ale dobrze...
Bingo.
Chwyciłam pistolet, trzęsącą się dłonią i trzymałam go przede mną. Wtedy zaczęłam czaić się w kierunku drzwi ostrożnie, żeby nie pisnąć, otworzyłam je. Zerkając na korytarz, odwróciłam głowę, aby spojrzeć na prawo, gdzie zobaczyłam przyciemnione światło dobiegające z cienkiej przestrzeni między drzwiami od łazienki a ościeżnicą. 
Na palcach przez korytarz i do łazienki, zatrzymałam się raz, gdy dotarłam do drzwi. Chwytając klamkę do drzwi, powoli je otworzyłam, odsłaniając to co było w środku pomieszczenia. 
Z trudem łapiąc powietrze, moje nogi były jak galareta, gdy gapiłam się z bólem serca na makabryczny widok przede mną. 

1 komentarz: