sobota, 5 października 2013

Rozdział 47. 'Love of my life.'

-Co!?- Krzyknęłam niedowierzając, moje usta były szeroko otwarte. Nie powiedział tego, prawda? Z jego głupią siostrą!?

-Zdradzasz mnie z własną siostrą?- Cicho wyszeptałam, moje oczy były tak szeroko otwarte, że zaczęło mnie to aż boleć.

Spojrzał się na mnie dziwnie, podczas gdy z jego ust w kształcie serca zaczęły wydobywać się nowe słowa. -Nie, nie, nie, nie!- Gwałtownie potrząsał głową, po czym na jego twarzy wymalował się wyraz obrzydzenia. -Boże.

Poczułam, że zaczynam się męczyć, gdyż oddychałam dość ciężko. Cóż, nadal byłam uwięziona między nim, a ścianą. 
Więc on nie zdradzał mnie z jego siostrą, ale w takim razie o czym był ten SMS, który mu wysłała? Cholera, czemu Justin zawsze sprawia, że jestem tak zmieszana. Nie miałam zielonego pojęcia co się teraz dzieje i co się wydarzyło, kiedy go nie było. Chciałam tylko iść do łóżka i zasnąć. Zasnąć i zapomnieć. Moje ciało błagało o sen.

-Więc powiedz mi co robiliście.- Mój głos był zmęczony i brzmiał dość irytująco. Justin puścił mnie, odwrócił się na piętach i podszedł do łóżka. Usiadł na jego końcu, wskazując miejsce obok niego i czekał aż tam usiądę. Nie byłam w nastroju by się sprzeciwiać i zaczynać kolejną kłótnię, więc podeszłam do łózka.

Chwilę tak milczeliśmy, aż w końcu się odezwał. -Spotykałem się z moją rodziną u Brown'a.- Jego głos był spokojny i niski.

-Nadal mieszkają w domu oficera Brown'a?- Zapytałam z zaciekawieniem, zapominając na ułamek sekundy o głównym temacie.

-Tak, nadal tam mieszkają.- Potwierdził, kiwając głową. Oblizując usta, zacisnął je w cienką linię. Milczałam. Chciałam, żeby to on mówił. I on o tym wiedział. Chciałam wyjaśnienia, w które bym uwierzyła.

-Ja- ja nigdy wcześniej nie lubiłem dziewczyny tak jak- -Cicho mówiąc, wskazał palcem na mnie.- jak teraz.- Podkreślił słowo 'teraz'.

-Um?- Potrząsnęłam głową pytająco, kiedy nic nie zrozumiałam. Nie miałam pojęcia, co on próbował mi powiedzieć.

-Spójrz- Zaczął, przebiegając palcami między swymi włosami, po czym pociągnął za ich końce. -Powiedziałem mojej siostrze o tobie i ona... cóż ona zmusiła mnie, żebym do niej przyszedł by obejrzeć z nią film.- Przemówił cicho. -I oczywiście, żebym jej wszystko o tobie powiedział.- Wywrócił oczami. -Jest taką typową nastoletnią dziewczyną.- Zaśmiał się i spojrzał w dół, oblizując językiem swe wargi, zwilżając je. Więc on oglądał film ze swoją siostrą i rozmawiali o mnie. Dlaczego mi po prostu nie mógł tego powiedzieć? Nie wiedziałam co powiedzieć, więc tylko siedziałam cicho i przyglądałam mu się uważnie. 

-Jenny...- Westchnął, podnosząc swój wzrok, by spojrzeć na mnie. Złapał mnie za rękę i gładził ją swym kciukiem. Jego oczy wyglądały na tak zmęczone i smutne. -Bardzo się boję.- Wypowiedział, na co moje oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem. Co? Boi się? Czego Justin aka bezlitosny zabójca, który mnie porwał może się bać? -Bardzo się boję.- Powtórzył, przygryzając lekko swoją dolną wargę i zabójczo patrzył mi prosto w oczy. -Nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo, jak kocham ciebie. I.... I nie chcę tego spieprzyć. 

W tym momencie moja cała złość zniknęła i chciałam tylko wykrzyczeć, ze go kocham, ale nie potrafiłam. To tak, jakbym za każdym razem, gdy próbuję mu powiedzieć, że jest tym jedynym i że moja miłość do niego jest głębsza niż ocean, traciła swój głos. Jakby zniknął, coś takiego. I nie ważne, jak bardzo bym próbowała otworzyć moje pieprzone cholerne usta, nie umiem. Więc zrobiłam to, co zawsze robię, kiedy nie potrafię powiedzieć Justinowi jak bardzo go kocham. Pokazuję mu to przez czyny. Owinęłam moje ręce wokół jego szyi i przyciągnęłam go bliżej. Jego oddech uderzył moje usta, które były zaledwie milimetry od moich. Jego skóra była tak ciepła, a jego oczy ukazywały czystą adorację.

-Powiedz mi dlaczego mnie kochasz, Justin.- Odetchnęłam w jego usta, zauważając jak jego jabłko adama porusza się, podczas gdy przełknął głośno.

Nie odezwał się.

I wtedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach, bo to właśnie tego od niego oczekiwałam. Nie możesz wyjaśnić ani opisać prawdziwej miłości, nie ważne jak bardzo byś próbował. Tak, możesz komuś powiedzieć, że lubisz jego włosy, oczy, albo uczucie, kiedy jego usta znajdują się na twoich, ale te rzeczy nie definiują twojej miłości do kogoś, bo miłości nie można zdefiniować. To nieopisywalne uczucie, które czujesz głęboko, głęboko w sobie. Miłość tam właśnie jest. Nie możesz jej wyłączyć. Nie panujesz nad tym. Nie można tego opisać słowami.

Przycisnęłam moje usta do jego miękkich warg. Tak dobrze czuć jego skórę na sobie. Jego ręce oplotły mnie wokół talii, przybliżając mnie do siebie bliżej, a ja oplotłam rękoma jego szyję. Był dla mnie wszystkim. Jeśli jego miłość miałaby cenę, zapłaciłabym za nią życiem. Sposób w jaki jego usta masowały moje w tak powolnych ruchach, sprawiał, że moje serce chciało wyskoczyć z mojej klatki, by wskoczyć do jego i pocałować jego serce. Całował mnie tak delikatnie, jakbym była z porcelany. Nie potrzebował do tego języka. Nawet bez niego ten pocałunek ukazywał czystą miłość. Nie pożądanie, lecz miłość. Powoli się odchyliłam, po czym złączyliśmy razem nasze czoła. Jego głębokie, powolne i zmysłowe oddychanie było melodią dla mojego serca i duszy. Moje oczy wpatrywały się w jego przecudowne tęczówki. Jego ręce nadal oplatały mnie w talii, przez co czułam się bezpiecznie. Lubiłam to. Bo chciałam być w jego ramionach. Chciałam czuć jego dotyk. Na zawsze.

-Moja.- Odetchnął.

-Twoja.- Odpowiedziałam.

-Jeśli tylko ja i ty mamy być przeciwko światu, to niech tak będzie.- Wyszeptał, a ja zamknęłam me oczy. On wzmacnia i wzbogaca moje życie w najlepszy możliwy sposób. Chcę kochać go z dnia na dzień coraz bardziej i znać każdą część jego ciała i umysłu. On był moim światem, a ja byłam jego. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Byłam beznadziejnie, bezwarunkowo i w sposób niekontrolowany w nim zakochana. Trzymał moje serce w swojej dłoni i ja nigdy nie chciałam go od niego z powrotem.

Patrzyliśmy sobie nawzajem w oczy, czas mijał powoli, po czym odezwałam się. -Zaproś ich na obiad.

-Co?- Wyszeptał, jego twarz nadal była tak blisko mojej.

-Ty poznałeś moją rodzinę. Teraz ja chcę poznać twoją.




*

-Co tam, co tam, co taam! Jaxon właśnie przybył!.- Usłyszałam głośne krzyki i trzepnięcie drzwiami, podczas gdy siedziałam z Justinem na kanapie.

-O Boże, to był zły pomysł.- Justin wybełkotał podirytowany i nie mogłam powstrzymać śmiechu. Oboje wstaliśmy, by przywitać jego rodzinę, która weszła do naszego domu, nawet nie dzwoniąc dzwonkiem. Ale nim dotarliśmy do holu, jakaś dziewczyna wbiegła do salonu i wskoczyła w ręce Justina z najszerszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziałam.

-Bieber!- Wykrzyczała szczęśliwa, przytulając Justina z całej siły jaką w sobie miała. Justin zachichotał i odwzajemnił uścisk.

-Co tam!- Ktoś, kogo głos wcześniej słyszałam, wykrzyczał i także wszedł do salonu. Był to chłopak, miał zgrabny nos, pulchne usta i hipnotyzujące brązowe oczy. Wyglądał prawie tak jak Justina. Dołączył do Justina i tej dziewczyny i teraz cała trójka mocno się przytulała.

-Nie możecie tak po prostu wchodzić do tego domu bez dzwonienia dzwonkiem. Gdzie wasze maniery? Nie tak was wychowałam.- Drobna kobieta z brązowymi, połyskującymi włosami weszła do pokoju i skarciła dwójkę dzieci, które oczywiście były rodzeństwem Justina. Justin i ta dwójka zaczęli się śmiać i w końcu się od siebie odczepili, a ja tak sobie stałam tam, dziwnie im się przyglądając. Kocham takie spotkania rodzinne, ale cholera, to było tak niekomfortowe.

-Przepraszam Justin, oni po prostu-- -Młodo wyglądająca kobieta wymamrotała, dość zirytowana, podczas gdy odwróciła się w stronę Justina.

-Jest okej mamo.- Oplótł ją swymi rękoma wokół jej szyi i pocałował czubek jej głowy. A co ja robiłam? Cóż, tak. Ja nadal tam stałam, przyglądając się i wyglądałam jak taki kawałek gówna, nie mogący się odezwać. 

-Hej wszyscy.- Justin odszedł od mamy i odwrócił się w moją stronę. -Ta dziewczyna tutaj.- Wskazał na mnie, a ja pomachałam im moją drobną dłonią, uśmiechając się lekko. -to miłość mojego życia.- Boże, nie mogłam kontrolować emocji i się zarumieniłam, wyglądając jak kawałek pomidora. Ja, Jenny Steele, byłam miłością życia Justina Biebera -bezlitosnego zabójcy, który mnie porwał. Tak, wiem, że mówię to ponownie. Najlepsza część tego? Powiedział to pierwszy raz przed swoją rodziną. Jeśli to nie było słodkie i urocze, to nie wiem co jest.

-Cholera, dziewczyno. Jesteś całkiem gorąca.- Brat Justina wtrącił, podchodząc do mnie i położył swe dłonie na mojej talii, przyciągając mnie do siebie. Whoa, kolego, co do cholery. -Dziewczyno, ja i ty, straćmy dziś kontrolę. Nie chcę się przechwalać, ale obiecuję ci, że będę najlepszą rzeczą, jaka cię w życiu spotkała.- Wyszeptał i jeśli mam być szczera... Po części, trochę się przeraziłam, bo to był młodszy brat Justina, a był ekstremalnie zboczony, ale z drugiej strony, serio się podnieciłam, bo on przypominał mi Justina i cholera, jego zachrypnięty głos był jedną z najbardziej seksownych rzeczy, jaką kiedykolwiek w życiu słyszałam. 

-Co ty kurwa powiedziałeś?- Justin odepchnął go ode mnie agresywnie, jego oczy płonęły. -Co powiedziałeś?- Krzyczał mu prosto w twarz. O nie, to nie wyglądało dobrze. Niezauważalnie chwyciłam rękę Justina i powstrzymałam go przed zmasakrowaniem przystojnej twarzy jego brata.

-Co do cholery koleś.- Jaxon (znałam jego imię, bo wykrzykiwał je głośno od momentu wkroczenia do domu) warknął, odsuwając się. Oczywiście wiedział, żeby nie zadzierać ze swoim starszym bratem. 

-Zaraz ci kurwa wpierdolę.- Justin wyrwał się z mojego uścisku i popchnął jego brata tak, że upadł na ziemie, przez co jego siostra i mama głęboko westchnęły. Ja tego nie zrobiłam, bo cóż, nie byłam zdziwiona. To po prostu Justin będący Justinem.

-Justin!- Jego mama krzyknęła. -Mówisz tak do swojego brata.

-Yeah, jestem twoim bratem. Wyluzuj co?- Jaxon odezwał się, po czym poniósł się z ziemi.

-Jebie mnie kim jesteś.- Justin wysyczał, posyłając swemu bratu zabójcze spojrzenie i wtedy już miał zamiar do niego podbiec i serio go uderzyć, ale ja miałam dość.

-Justin kurwa przestań już!- Krzyknęłam tak głośno, że w domu można było słyszeć echo i wszyscy na mnie spojrzeli. Byłam tak zła i zawstydzona zachowaniem Justina. Chciałam go tylko spoliczkować, ale że jego mama była tu obecna, powstrzymałam się. Tylko Justin mógł odwalić taką scenę w przeciągu dziesięciu minut. -Zamówiłam dla nas pizzę---

-Yeay!- Siostra Justina zawołała, unosząc ręce w górę, ale kiedy nikt do niej nie dołączył, opuściła ręce, marszcząc przy tym brwi.

-Teraz wszyscy pójdziemy do kuchni, usiądziemy przy stole i zjemy. I nie ważcie się protestować szanowni państwo.- Patrzyłam się na wszystkich przez sekundę, aż mój wzrok wylądował na Justine, więc posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. -Chodźmy.- Rozkazałam i odwróciłam się na piętach, idąc do kuchni. Yeah, nie powinnam przeklinać i zachowywać się w ten sposób przed rodziną Justina, wiem, dziękuję.

Usłyszałam czyjeś kroki za mną. Wkrótce, usiadłam na jednym z krzeseł i reszta zrobiła to samo. Była cisza. Ale nie była jakoś niekomfortowa. To było tak, że wszyscy wiedzieli, żeby lepiej nie mówić ani słowa, tylko siedzieć cicho. To było tak, ze wiedziałeś, że nieważne co byś powiedział, to by tylko pogorszyło sytuację. Wzięłam kawałek pizzy i go ugryzłam. Niestety, byłam teraz zbyt zajęta martwieniem się o ich opinię na mój temat, więc nie mogłam się nią rozkoszować. Spojrzałam na Justina, który właśnie przeżuwał kawałek pizzy. Jego oczy były wypełnione bólem. Nigdy nie widziałam go tak cichego jak teraz. Chciałam złapać z nim kontakt wzrokowy i powiedzieć mu moim wzrokiem 'przepraszam', ale nie spojrzał się na mnie. Odwróciłam głowę i zerknęłam na Jaxona. Patrzyliśmy na siebie, ale po chwili zarumienił się z zawstydzenia i odwrócił szybko wzrok. Westchnęłam cicho do siebie i spojrzałam na mamę Justina, by zobaczyć wyraz jej twarzy. Kiedy go zobaczyłam, uświadomiłam sobie, że był on pozbawiony emocji. 

-Cóż, cześć Jenny. Jestem Jazmyn.- Jazmyn nagle przemówiła, wyrzucając mnie z mym myśli. Odwróciłam się w jej stronę. Kiedy przełamywała tą ciszę, która panowała między nami, jej głos był tak delikatny i łagodny.

Połknęłam kawałek jedzenia, który znajdował się w moich ustach i uśmiechnęłam się do niej. -Cześć Jazmyn.- Wymamrotałam, czując się dość zakłopotana przez sytuację, która miała miejsce wcześniej. Serio nie powinnam tego robić. Głupia ja, głupia ja, głupia ja. Boże, co sobie jego mama teraz o mnie myśli? Ja kurwa przed nią przeklinałam. Widzicie, zrobiłam to ponownie.

-A ja jestem Pattie.- Mama Justina też się przedstawił, a jej usta uformowały się w ciepły uśmiech. Wyglądała tak, jakby nie była na mnie zła za to co zrobiłam wcześniej, ale wygląd może mylić. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam usta, wiedząc, że muszę ich za to przeprosić.

-Spójrzcie- - Zaczęłam, dość zdesperowana. -Nie chciałam---

-Zrobiłaś to co trzeba.- Pattie mi przerwała, co mnie zaskoczyło. Kiwała głową, jakby sama potwierdzała to co przed chwilą powiedziała i szeroko się uśmiechnęła. -Jenny jesteś idealna dla mojego małego słodkiego chłopczyka-

-Mamoooo!- Justin jęknął, przeciągając ten wyraz. Odezwał się po raz pierwszy od czasu kiedy wiecie co się stało. Mały słodki chłopczyk? Będę tak nazywała Justina do końca tygodnia.

-Cicho!- Krzyknęła surowo, wyrzucając swój palec wskazujący w powietrze. -Nie skończyłam mówić.- Powiedziała, a jej głos brzmiał jak głos typowej matki. Dokładnie tak samo mówiła moja mama, kiedy mnie karciła. Justin pokiwał głową, zaciskając usta w cienką linię. Jazmyn i Jaxon nie wydobyli z siebie ani słowa. Założę się, że byli tak samo ciekawi jak ja, co ich mama chce powiedzieć o mnie. -Tak jak mówiłam Jenny, jesteś idealna dla mojego małego słodkiego chłopczyka. Sposób w jakim powstrzymałaś go, kiedy chciał uderzyć własnego brata, zaimponował mi. Nikt wcześniej nigdy nie potrafił tego zrobić. On potrzebuje kogoś takiego jak ty. Nie wiem kim jesteś, to znaczy dopiero cię poznałam, ale mogę się założyć, że jesteś dobrą dziewczyną. Nie wiem co robisz mojemu synowi, ale cokolwiek to jest, rób to dalej, bo... no popatrz na niego-- - Wskazała palcem na Justin, a ten zmarszczył brwi. - wygląda na tak szczęśliwego. Nigdy go takiego nie wiedziałam.- Uśmiechnęła się, ale nagle grymas pojawił się na jej twarzy. -I nigdy też nie widziałam, żeby się tak odzywał przy dziewczynie.- Zauważyła i jej grymas przewrócił się do góry nogami, po czym zaczęła się śmiać. -Oh i zapomniałam powiedzieć, że uważam, że jesteś bardzo ładna.

-Potwierdzam to.- Jazmyn i Jaxon powiedzieli wspólnie i zaśmiali się. Zarumieniłam się. Kątem oka zauważyłam Jaxona mrugającego do mnie z uśmieszkiem na twarzy.

-Dziękuję Pani Bieb--

-Mój mi Pattie.

-Pattie.- Wypróbowałam jej imię, śmiejąc się. -Dziękuję Pattie.

-Przy okazji, przepraszam za... wiesz...- Jaxon dziwnie zaczął i wzruszył ramionami, przepraszając mnie. Boże, on był tak cholernie słodki.

-Nie przejmuj się.- Uśmiechnęłam się do niego, machając lekceważąco dłonią. To znaczy, nie mogłam być zła o coś, co mi się podobało, prawda? Pozwijcie mnie o uważanie go za ekstremalnie gorącego. To znaczy, Jezu kurwa Chryste, on był tak podobny do Justina, że przez sekundę myślałam że to od do mnie wtedy tak mówił.

-Ja też przeprasza- - Justin zaczął cicho, ale mu przerwałam i zaczęłam się śmiać.

-Czy możemy przestać tak przepraszać? Wybaczam wam wszystkim, nie martwcie się.- Zaśmiałam się i wszyscy się do mnie dołączyli, Justin także.

-Więc- - Jazmyn przekręciła głowę po przełknięciu kawałka pizzy. Ja i reszta się na nią spojrzeliśmy. Złapała szklankę z wodą i wzięła łyka. -Kochasz mojego brata?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz